Poprzedni rozdział
Powrót o poziom wyżej
Następny rozdział

Powrót do spisu treści


KONKLUZJA Z KWERENDY

POKOLENIE IX

WSTĘP

Wszyscy przedstawiciele tego pokolenia urodzili się w trakcie trwania zaboru pruskiego i wszyscy, z wyjątkiem zmarłego dzieckiem Władysława, doczekali niepodległości.

Czasy, w których żyli mają bogatą literaturę i zbyteczne wydaje się szczegółowe opisywanie zdarzeń, które zaliczyć można do niedawnej historii Wielkopolski i Rzeczypospolitej. Istotne może wydaje się jedynie podkreślenie, że w dorosłe życie wchodzili około roku 1875., zaś uzyskanie niepodległości przypadło na zmierzch ich życia i siłą rzeczy nie mogli wziąć bezpośredniego udziału w Powstaniu Wielkopolskim. Natomiast wiadomości o ich udziale w ruchu „pracy organicznej” dotarły do nas w nadzwyczaj okrojonej wersji i to w zasadzie jedynie we fragmentach. Wydaje się, że działalność ta traktowana była, jako sprawa całkowicie naturalna i sama przez się zrozumiała, a przez to niewymagająca specjalnych notatek, które na dodatek mogły się okazać niebezpieczne. Podstawowym ich zadaniem było osiągnięcie wykształcenia, co męska część populacji osiągnęła w komplecie uzyskując je w kierunkach obranych przez ojca Longina. Ich naturalne predyspozycje zawodowe ujawniły się wyłącznie u najmłodszego Lucjana Tadeusza, który po śmierci ojca przekwalifikował się na bankiera. Pozostała dwójka do końca życia - mniej lub więcej dobrowolnie - wytrwała w wyuczonych zawodach.

Żyli w zaborze pruskim, który jako najbardziej chyba restrykcyjny w wynaradawianiu wśród pozostałych, miał jednak jedyną cechę pozytywną, a mianowicie przestrzeganie ustanowionych przez władze praw. A, że dotychczas żadnej władzy mającej pretensje do praworządności nie udało się unormować wszystkich poczynań ludzkich, to i w zaborze pruskim w dozwolonych granicach można było uszczknąć dla sprawy narodowej tyle, że wystarczyło później dla prawie całej odrodzonej Polski. Jak by nie patrzeć na całokształt spraw tej części kraju, to można jednoznacznie twierdzić, że była to prawie bezkrwawa, ale uporczywa, wytrwała w realizacji i zacięcie toczona pokoleniami wojna. Najdłuższa wojna europejska. Taki właśnie tytuł miał film wielokrotnie nadawany w odcinkach w XX. wieku w TVP. Wiadomo, że zasadniczym celem tej wojny było utrzymanie za wszelką cenę polskości i ludzi i ziemi. Użyte środki i metody były tak różnorodne, że nie sposób je zasygnalizować w krótkim omówieniu, niemniej warto przywołać tu kilka z nich, między innymi walkę o utrzymanie w rękach polskich, polskiej ziemi. Tymu zagadnieniom poświęcone są niżej cytowane wyjątki z  tomu II „Dzieje Wielkopolski” pod redakcją Witolda Jakóbczyka:

„Władze pruskie po pokonaniu Francji w wojnie 1870/1871 r. i zapewnieniu sobie spokoju na zachodzie przystąpiły do zintensyfikowania procesów germanizacyjnych w Wielkopolsce i za jedno ze skutecznych narzędzi w tych poczynaniach uznały kredyt. W związku z tym postanowiły sobie podporządkować wszystkie istniejące w Poznańskiem niemieckie instytucje kredytowe, przez powiązanie ich w jeden zwarty system i powierzenie w nim ściśle określonej roli małym i średnim bankom, dobrze wyspecjalizowanym w wytyczonych dla nich kierunkach działalności. Te małe banki, dysponujące wysoko kwalifikowanymi pracownikami, lepiej – zdaniem władz pruskich nadawały się do realizacji konkretnych zadań politycznych aniżeli większe instytucje kredytowe.”

„Podporządkowanie sobie banków przez władze państwowe w Poznańskiem następowało różnymi drogami. Jedną z nich znaną w całych Niemczech było zatwierdzanie przez odpowiednie ogniwa administracji państwowej statutów banków spółkowych i spółdzielczych, przy której to czynności usiłowano nieraz ingerować w przyszłe zadania instytucji kredytowych. Z tego środka nacisku administracyjnego władze państwowe w Księstwie korzystały bardzo rzadko, i to głównie w odniesieniu do banków polskich.”

„Niemiecka bankowość w Poznańskiem najwcześniej podjęła wysiłki germanizacyjne w rolnictwie, co w pełni odpowiadało generalnym ustaleniom władz państwowych w zakresie realizowanej w księstwie polityki narodowościowej. Ukształtowała się bowiem w drugiej połowie XIX w. w sferach rządzących opinia, że wystarczy zgermanizować wieś, a żywioł polski w mieście sam skapituluje.

Uważano, że przez całkowite zniemczenie wsi polskie przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe oraz warsztaty rzemieślnicze w miastach zostaną pozbawione klienteli i wkrótce zbankrutują. Dlatego też wkładano dużo trudu, by jak najwięcej ziemi znalazło się w posiadaniu ludności niemieckiej. W realizacji tego celu można wydzielić dwa etapy. W pierwszym skoncentrowano się głównie na uzdrowieniu stosunków finansowych w istniejących już w Księstwie niemieckich gospodarstwach rolnych, w celu zapobieżenia ich upadłości i ewentualnemu przejściu w ręce polskie; w drugim etapie starano się jak najwięcej Polaków wyprzeć z grona właścicieli ziemi i zwiększyć w ten sposób niemiecki stan posiadania w rolnictwie.”

„Nadzieje władz państwowych na szybkie skolonizowanie wielkopolskiej wsi nie ziściły się, wskutek zaciętego oporu polskiego chłopstwa. Życie nie potwierdziło również słuszności przewidywań stopniowego upadku polskiego przemysłu, rzemiosła i handlu w miastach, w miarę wzrostu liczby niemieckich osadników na wsi. Wprost przeciwnie, nasilenie akcji kolonizacyjnej prowadziło do zacieśnienia więzów solidarności wśród polskiego społeczeństwa, wyrazem czego było m. in. zaopatrywanie polskiej klasy robotniczej i polskiego chłopstwa w towar u swoich ziomków i równocześnie bojkotowanie niemieckich kupców. Wpłynęło to w dalszej konsekwencji na zaostrzenie toczącej się walki ekonomicznej między obydwiema narodowościami w Księstwie.”

„Włączenie niemieckiego systemu kredytowego do akcji germanizacji Wielkopolski wywołało reakcję polskiego społeczeństwa; znalazła ona swoje odbicie m. in. w tworzeniu własnych banków. Miały one wspomagać Polaków poprzez zapewnienie im pożyczek, a nadto troszczyć się o poszerzenie polskiego stanu posiadania we wszystkich gałęziach gospodarki.”

„Ogromne sukcesy pruskie w roku 1870 i utworzenie Cesarstwa Niemieckiego wywołały silny wstrząs wśród Polaków, szybko jednak zaczęto szukać jak najskuteczniejszych środków obronnych. Przywódcy nie ujawniali ogółowi społeczeństwa całego niebezpieczeństwa, natomiast usilnie zaszczepiali hart ducha i zrozumienie konieczności wielkich wysiłków obronnych na różnych polach życia zbiorowego.

Dawniej ośrodek inicjatywy mieścił się w Bazarze, ale po roku 1859 przeniósł się do redakcji „Dziennika Poznańskiego”, gdzie na długie lata uformował się swoisty „sztab generalny”, który głosił, iż „narodowość, polskość, to kwestia naszego bytu i przyszłości”.

Zdawano sobie sprawę, że nie można się wyrzekać działalności politycznej w tradycyjnym sensie, bo wszelkie wydarzenia europejskie odbijają się pośrednio na losach Polaków. Kontynuowanie prac organicznych miało służyć przetrwaniu narodu. Za pilne i konieczne uznano podjęcie intensywnej pracy na umasowieniem czynnej świadomości narodowej. Dotąd masy chłopskie i drobnomieszczańskie po zrywie Wiosny Ludów były bierne, co stwierdzał młody i ambitny publicysta, Roman Szymański: „Wytężmy więc tak siły nasze, ażebyśmy mimo publikowanych i praktykowanych rozporządzeń pozostali Polakami. Na to jedynym jest środkiem żywa i czynna świadomość narodowa, a do niej dojdziemy przez umiejętnie urządzoną i szeroko prowadzoną agitacje polityczną, która rozbudzi umysły ogółu i postawi go na straży jego interesów narodowych”.

„W 1870 roku na walnym zebraniu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego jego prezes Włodzimierz Wolniewicz tak określił rolę stowarzyszeń w owej epoce: „W stowarzyszeniach leży utajona potęga i siła, która nas jedynie z upadku moralnego i materialnego dźwignąć może”. Na tę drogę dawno już weszła Wielkopolska z inicjatywy Marcinkowskiego, Libelta czy Cieszkowskiego. Powolny rozwój nowoczesnego społeczeństwa burżuazyjnego w Poznańskiem, w warunkach ucisku narodowego i nieustannej konkurencji z ludnością państwa zaborczego, zmuszał do przyspieszenia własnej inteligencji oraz burżuazji. W latach osiemdziesiątych w prowincji było około 110 tys. osób spośród klas średnich oraz inteligencji z wyższym wykształceniem. Aby stale odnawiać i wzmacniać tę warstwę kontynuowano działalność Towarzystwa Naukowej Pomocy, najstarszego stowarzyszenia o zasięgu prowincjonalnym. Podobnie jak w poprzednim okresie, było ono utrzymywane ze składek lub darowizn przeważnie ziemian i księży, natomiast mieszczaństwo mało się nim interesowało. W latach 1866 – 1891 zebrano łącznie z różnych źródeł około 1 mln. marek, za które ufundowano 1243 stypendia dla różnych kierunków nauki na różnych stopniach, począwszy od szkoły średnie i nauki rzemiosła.”

„Najwięcej pieniędzy przeznaczano na studia politechniczne i inne pokrewne specjalizacje. Na przykład w roku 1909 podwyższono stypendium na politechnice i medycynie z 400 na 600 marek rocznie, aby umożliwić młodzieży ukończenie studiów mimo wzrostu kosztów. W r. 1913 najwięcej osób studiowało prawo i medycynę, nieco mniej filozofię i teologię oraz budownictwo; jeszcze mniej Polaków było na politechnikach, akademiach handlowych, leśnictwie lub rolnictwie.”

„U schyłku stulecia w różnych rozproszonych stowarzyszeniach specjalnych pojawiła się tendencja do centralizacji. Po nieudanej próbie w r. 1892, w trzy lata później na jednym ze zjazdów delegatów, na wniosek Czesława Czapickiego z Koźmina, uchwalono założenie Związku Towarzystw Przemysłowych w Rzeszy Niemieckiej, obejmującego także stowarzyszenia w większych skupiskach emigracji zarobkowej.

Statut Związku mówił, iż jego celem jest „wspieranie towarzystw przemysłowych w ich usiłowaniach około podniesienia rzemiosła, przemysłu i zarobkowości”.

„Tendencje unifikacyjna objęła najwcześniej spółki (czyli spółdzielnie) kredytowo-oszczędnoś-ciowe. Z inicjatywy dra Ignacego Zielewicza, prezesa spółki w Kłecku, odbył się w Poznaniu 30 kwietnia 1871 r. zjazd 44 delegatów z 28 spółek z całego zaboru, który powołał do życia Związek Spółek Zarobkowych i Gospodarczych. Już jednak od początku popadł on w trudności organizacyjne z powodu niejasności w określeniu kompetencji dwóch organów kierowniczych: komitetu i patrona. Różne były także dążenia przewodniczącego komitetu Mieczysława Łyskowskiego i patrona ks. Augustyna Szamarzewskiego. Pierwszy chciał go przepoić duchem kapitalistycznym, drugi zaś – był entuzjastą spółdzielczości i gromadzenia „miedziaków” przez najszersze masy. On też własnym wysiłkiem organizatorskim i instruktorskim doprowadził do wzrostu liczby spółek oraz wyszkolenia ich personelu. U schyłku jego kierownictwa (ok. 1890) do Związku należało 76 spółek z 27 671 członkami i udziałami w wysokości 2,9 mln marek oraz z 12 mln marek depozytów. Udziały były własnością spółek, które płaciły członkom dywidendy, a pobierały procent od pożyczek. Patron był zwolennikiem niskich dywidend i niskich procentów od pożyczek. Wśród członków przeważali rolnicy, ale i inne zawody, zwłaszcza rzemieślnicy, reprezentowane były dość licznie.”

Ucisk narodowościowy narastał jednak w miarę krzepnięcia struktur państwowych Rzeszy po restauracji cesarstwa pod berłem króla Prus. Zadowolenie klas rządzących z ogólnej sytuacji państwa, szczególnie po zwycięstwa nad Sedanem, zakłócała sytuacja na wschodniej flance cesarstwa, na której sytuacja w fasadowym Wielkim Księstwie Poznańskim – traktowanym w Rzeszy, jako kresy wschodnie - kształtowana była niespodziewanie przez polski opór. Witold Jakóbczyk w III tomie swoich „STUDIÓW NAD DZIEJAMI WIELKOPOLSKI” lata 1890 - 1914 opisuje następująco:

„Drugą stronę polityki kresowej stanowiły pociągnięcia bezpośrednio skierowane przeciw Polakom. Na czoło wysunięto sprawę całkowitego usunięcia używania języka polskiego w nauczaniu, z wyjątkiem religii na najniższym szczeblu szkoły ludowej. Na polecenie ministra oświaty i kultów prowincjonalnych kolegium szkolne w lecie 1900 r. poleciło stosowanie nauki religii po niemiecku w najwyższych klasach szkół ludowych. Zależało to od uznania lokalnych inspektorów szkolnych, toteż dokonywało się stopniowo, napotykając początkowo na sporadyczne opory dzieci, a wreszcie na masowy opór w postaci wielkiego strajku szkolnego, od jesieni 1906 do lata 1907 r., który objął w Poznańskiem około 46 tysięcy dzieci w momencie najwyższego nasilenia. Strajk zduszono przez nakładanie kar pieniężnych na ubogich rodziców, bowiem fizyczny terror nauczycieli wobec dzieci był bezskuteczny.

Wiadomo, że dla uzasadnienia proponowanych przez rząd ustaw i dotacji budżetowych na politykę kresową używał rząd argumentów wręcz demagogicznych: o zagrożeniu kresów przez Polaków, o walce „narzuconej przez Polaków” – jak gdyby to oni podbili te ziemie – o dobrodziejstwach administracji pruskiej, a także o zagrożeniu czci i honoru niemieckiego.”

„Drugim obraźliwym dla władz pruskich zagadnieniem w zakresie represji antypolskich było używanie języka ojczystego w życiu publicznym: na zgromadzeniach, w korespondencji, nazewnictwie, reklamach, ogłoszeniach i w prasie. Premier Bülow już w 1901 r. wysunął odnośne projekty pod rozwagę Rady Ministrów.

Jednakże układ sił w parlamencie Rzeszy był wówczas niekorzystny, a tylko ciało to było kompetentne do spraw stowarzyszeń i zgromadzeń. Jednak rozwój aktywności politycznej, ujawnianej między innymi na wiecach – i to nie tylko na kresach, ale także w licznych ośrodkach polskiej emigracji zarobkowej w głębi Rzeszy – zdopingował rząd do przyjęcia tej sprawy na nowo u schyłku 1907 r. Zdołano pozyskać poparcie inteligenckiej, dotąd postępowej, partii wolnomyślnych dla projektu ustawy, która dla całej Rzeszy była raczej korzystna, ale zawierała punkt ograniczający uprawnienia języków mniejszości narodowych na zgromadzeniach publicznych – z wyjątkiem wyborczych – w powiatach, w których stanowiły one mniej niż 60%. Była to osławiona ustawa kagańcowa z 15 maja 1908 r., możliwa dzięki reakcyjnemu blokowi konserwatystów i narodowych liberałów oraz poparciu małej grupy wolnomyślnych. W praktyce ustawa mówiąca o stowarzyszeniach politycznych była interpretowana bardzo rozciągliwie przez policję w prowincjach wschodnich i narażała na ciągłe szykany polskie stowarzyszenia.

Od 1901 r. datują sie także systematyczne szykany pocztowe, gdyż żądano adresowania przesyłek po niemiecku [było to tym bardziej uciążliwe, iż obowiązywało liternictwo gotyckie, wymagające nauki nowego alfabetu]. W aktach zapisywano polskie nazwiska żeńskie z męskimi końcówkami na „ski”. Niemczono masowo nazwy miejscowości, ulic, placów itp. Oczywiście stanowiska urzędnicze i wyższe były niedostępne dla Polaków a nauczycielskich nie chcieli oni przyjmować, aby nie służyć germanizacji polskich dzieci. Systematyczna kontrola zebrań, godeł, sztandarów, tekstów pieśni i sztuk scenicznych lub całych programów imprez artystycznych była na porządku dziennym. Poczta i kolej posługiwały się tylko niemieckim językiem. Wreszcie germanizacji służył także kościół protestancki i wielu niemieckich księży katolickich. Dorosła młodzież męska podlegała ponadto tymże oddziaływaniom w służbie wojskowej. Wszystkie organa lub instytucje państwowe bojkotowały polskich przedsiębiorców przy dostawach, inwestycjach itp., zwłaszcza w czasie administracji naczelnego prezesa Waldowa (1903 – 1911), osławionego zwolennika hakatyzmu.”

„Oprócz owego jawnego i legalnego frontu walki o utrzymanie narodowości, przebiegał od schyłku XIX w. i drugi konspiracyjny, poczynając od tajnych kółek uczniowskich w gimnazjach, zapewne inspirowanych przez tajny ZET  [Związek Młodzieży Polskiej] ogólnopolski, stanowiący przybudówkę Ligi Narodowej. Kolejno objął on także młodzież akademicką na niemieckich uniwersytetach. Celem tych kółek była praca w zakresie nauki historii i literatury ojczystej, a następnie – rodzaj szkolenia politycznego narodowo – demokratycznego, zwłaszcza wśród studentów. Kółka gimnazjalne nazywały się przeważnie kołami Tomasza Zana. Notabene stara generacja konserwatywna potępiała je, zwłaszcza gdy w 1901 t. policja pruska wykryła niektóre i wytoczyła procesy, które przyniosły represje (Gniezno).

Ponadto w 1912 r. powstało w Poznaniu tajne harcerstwo, a w ramach Sokoła około 1912 r. tajne drużyny bojowe. Również i jawne kółka dorosłej młodzieży, jak „Brzask”, „Iskra”, „Ogniwo”, uprawiały także działalność w duchu przygotowań do przyszłej walki zbrojnej. Penetrował tu także ruch Piłsudczyków, w postaci tajnych grup narodowych. Ogólne ożywienie nastąpiło w okresie wojny bałkańskiej, zaś zewnętrznym jego wyrazem w prowincji były słynne demonstracje w 1913 r. przed pomnikiem Mickiewicza w rocznicę powstania styczniowego, przeprowadzone głównie przez grupę „Brzasku” i harcerzy. Odtąd nieprzerwanie do grudnia 1918 r. tajne organizacje młodzieży przygotowywały sie do powstania w czasie sprzyjającej koniunktury.”

Należy również koniecznie poruszyć temat osławionej „Hakaty”, jej założeń, celów i działań, bez czego zrozumienie sytuacji politycznej przełomu wieków XIX. i XX. na terenie zaboru pruskiego, byłoby nie pełne. Ten temat przedstawił Lech Trzeciakowski w swej książce pt. „POD PRUSKIM ZABOREM 1650-1918” wydanej przez Wiedzę Powszechną w Warszawie w 1973. w rozdziale pt. „Lata Hakatyzmu”: - „Hakata”, następująco:

„Okres poprzedzający wybuch I wojny światowej w zaborze pruskim charakteryzowała wzmożona walka z polskością. Nowe elementy pojawiające się w tej walce były owocem narastających w społeczeństwie niemieckim nastrojów szowinistycznych.

Żądania nowego podziału świata, w którego wyniku Niemcy miały się przekształcić w mocarstwo kolonialne, ściśle powiązane były z atakami na mniejszości narodowe zamieszkujące Rzeszę. Za najniebezpieczniejszych uważano Polaków. Agresywne zamierzenia starano się ukryć pod hasłami „obrony niemczyzny zagrożonej polskim niebezpieczeństwem”. W zaborze pruskim szowinistycznym kołom przewodzili miejscowi junkrzy, którzy swą antypolską agitację chcieli oprzeć na autorytecie zdymisjonowanego kanclerza Ottona von Bismarcka.

W połowie 1894 r. grono obszarników pruskich wystąpiło z inicjatywą zorganizowania „pielgrzymki” do Bismarcka, miała to być reprezentacja niemczyzny z Poznańskiego. Inspiratorami tej akcji byli ludzie, których pierwsze litery nazwisk urosły do rangi symbolu, służąc jako potoczna nazwa najbardziej antypolskiej organizacji – Hakata. Byli to Ferdinand von Hansenmann, Herman Kennemann i Heinrich von Tiedemann. Pochodzili ze sfer społecznych szczególnie zaangażowanych w podsycanie nastrojów antypolskich.“

„Ostatecznie „pielgrzymka” doszła do skutku we wrześniu 1894 r., kiedy to w Warcinie – było to drugie po Friedrichsruh miejsce, w którym Bismarck najczęściej przebywał – zjawiło się 1700 osób, aby „żelaznemu kanclerzowi” złożyć swe hołdy. Spotkanie odbyło się 16 września 1894 r. Do zebranych przemówił ekskanclerz, podkreślając znaczenie wschodnich prowincji dla Rzeszy i ostrzegając przed niebezpieczeństwem polskim.”

„Równocześnie, bo 22 września 1894 r., Wilhelm II osobiście opowiedział się po stronie żywiołów nacjonalistycznych. W dniu tym w Toruniu wygłosił on wielką mowę, w której znalazło się charakterystyczne zdanie: „Polscy współobywatele tutaj nie zachowują się tak jak należałoby oczekiwać i życzyć (...) tylko wtedy liczyć mogą na moją łaskę i uczestniczyć w niej w tym samym stopniu co Niemcy, gdy czuć się będą bezwzględnie jako pruscy obywatele”. W tej atmosferze powstała myśl utworzenia społecznej organizacji, która pod płaszczykiem obrony interesów niemieckich podjęłaby walkę z polskością. W dniu 10 października 1894 r. pojawiła się odezwa stowarzyszenia występującego początkowo pod nazwą Verein zur Förderung des Deutsch tums in den Ostmarken (Towarzystwo dla Popierania Niemczyzny w Marchii Wschodniej), od 1899 r. jako Deutscher Ostmarkenverein (Niemieckie Towarzystwo Marchii Wschodniej). Informowała ona o powstaniu w dniu 28 września 1894 r. zarządu, który zaprasza na zebranie konstytucyjne w dniu 3 listopada 1894 r. Ton temu spotkaniu nadali junkrzy z Poznańskiego i z Prus Zachodnich. Prawie 50% członków, a mianowicie 104 na globalną liczbę 217, pochodziło z tych dwóch prowincji. Do zadań Hakaty należało wzmocnienie żywiołu niemieckiego przez popieranie kolonizacji, pilna obserwacja i zwalczanie polskiej aktywności. Ostmarkenverein poszukiwało sympatyków i członków w całych Niemczech. Do końca XIX w. zdołało utworzyć około 180 filii. W 1895 r. liczba członków towarzystwa sięgała 20 tysięcy, w 1913 r. istniało już 486 kół skupiających łącznie 54 tysiące członków. Najliczniej reprezentowana była Hakata w Poznańskiem, gdzie w 1913 r. liczba członków wynosiła 12 012, drugie miejsce zajmowała Hakata na Śląsku, skupiająca 11 172 członków, trzecie – w Prusach Zachodnich, licząca 9528 członków.

Z biegiem lat następowały w składzie członkowskim Hakaty charakterystyczne zmiany. Ton w Ostmarkenverein nadawać zaczęli urzędnicy. Obok nich najliczniej reprezentowani byli profesorowie i nauczyciele, przedstawiciele przemysłu i handlu oraz junkrzy. Skład ten świadczył o wąskim zapleczu tego ruchu.”

„Przez kilka lat centrala organizacji znajdowała się w Poznaniu, jednak coraz silniej rysujące sie ambicje ogólnoniemieckie i chęć działania w Berlinie, gdzie koncentrowało się życie polityczne państwa, spowodowały, że w 1898 r. zarząd ostatecznie przeniósł się do stolicy. Organem stowarzyszenia był wychodzący od 1896 r. miesięcznik „Die Ostmark”.”

„Powstanie Hakaty uznać należy za ważny moment w polityce germanizacyjnej. Do tej pory, poza krótkim okresem Wiosny Ludów, kiedy to zawiązały się pierwsze niemieckie stowarzyszenia nacjonalistyczne, społeczeństwo niemieckie stroniło z reguły od oficjalnego angażowania się w walkę z ludnością polską. Rywalizowano jedynie o mandaty do sejmu i parlamentu oraz do niektórych organów samorządowych. Polityka germanizacyjna traktowana była jako akcja inspirowana i realizowana przez najwyższe czynniki i administrację lokalną.

Tymczasem celem Hakaty było wciągnięcie do walki możliwie najszerszych rzesz społeczeństwa i sugerowanie władzom nowych kroków antypolskich. Nie ulega kwestii, że Ostmarkverein przyczyniło się do przyspieszenia niektórych posunięć germanizacyjnych, a również odegrało rolę w podsycaniu nastrojów antypolskich.”

Mimo przeznaczenia olbrzymich – na owe czasy – sum na budżet Komisji Kolonizacyjnej powołanej przecież do wykupywania ziemi z rąk polskich, mimo noweli do ustawy osadniczej uzależniającej zabudowę nabytych parcel od administracji rządowej (wóz Drzymały), efekty tych działań okazały się mizerne. W latach 1896 – 1904 polska własność ziemska wzrosła o dalsze 59 177 ha. Było to wynikiem konkurencyjnej działalności polskich spółdzielni parcelacyjnych. Ubocznym, lecz niezamierzonym skutkiem tej rywalizacji był prawie 2, 5 krotny wzrost ceny ziemi, bowiem o ile w 1886. płacono za 1 ha ziemi 560 marek, to w 1906. już 1419 marek. Rząd sięgnął, więc po projekt ustawy wywłaszczeniowej za odszkodowaniem. Nie miejsce tu na zamieszczenie historii uchwalenia tej ustawy, nie mniej należy powiedzieć, że działania te spotkały się z żywymi protestami zarówno wewnątrzkrajowymi, jak i międzynarodowymi m.in. w Krakowie, gdzie Ignacy Daszyński nawiązując do wniesionej pod obrady Reichstagu ustawy o stowarzyszeniach ograniczających używanie języka polskiego w życiu publicznym, powiedział: „równocześnie w sejmie pruskim i parlamencie rząd wniósł ustawy, godzące w naszą pierś: jedna nadaje rządowi prawa wykupu każdego kawałka ziemi polskiej, druga powiada, że tylko za wyjątkowym pozwoleniem rządu można będzie na zgromadzeniach przemawiać w języku polskim. Ustawa pierwsza ma zrobić naród nasz bezbronnym, druga chce go uczynić niemym”.

Ustawę mimo wszystko uchwalono 27.02.1908. Nie została ona jednak wprowadzona w życie zaraz po jej uchwaleniu z powodu kłopotów wewnętrznych rządu niemieckiego. Dopiero w 1912. kanclerz Rzeszy pod naciskiem Hakaty zdecydował się na wywłaszczenie czterech ziemskich majątków polskich, trzech w prowincji poznańskiej i jednego w Prusach Zachodnich, ale wywołało to tak wielkie oburzenie samych Niemców, uchwałę potępiającą Reichstagu stosunkiem głosów 213 : 97, że ustawa praktycznie stała się martwa.

Drugim zagadnieniem dręczącym pod koniec XIX wieku, rząd niemiecki, a szczególnie Hakatę, była repolonizacja miast zaboru pruskiego. Do tej pory miasta, bowiem uchodziły za twierdze niemczyzny. W 1861. miejska ludność polska stanowiła zaledwie 32,8 % ogólnej liczby mieszkańców miast, w 1895. już  44,5%. Rząd niemiecki na wniosek m.in. Hakaty utworzył specjalny „fundusz dyspozycyjny naczelnych prezesów celem popierania i wzmacniania żywiołu niemieckiego w prowincji poznańskiej i Prusach Zachodnich, tudzież w regencji opolskiej”. Z funduszy tych finansowano przedszkola, domy sierot, ewangelickie domy gminne, biblioteki i czytelnie. Znaczne sumy pochłaniały również stypendia dla uczącej się młodzieży. Prawie wszyscy, za wyjątkiem 139 osób, urzędnicy Poznańskiego i Prus Zachodnich w ilości 8 111 otrzymywali dodatek kresowy za wzmacnianie ożywianie wśród ludności ducha niemiecko-narodowego oraz państwowo-pruskiego.

Modernizowano też i unowocześniano miasta, aby zbliżyć je standardem do Niemiec. Szczególnie upośledzony, jako twierdza był Poznań, w którym rozpoczęto burzyć mury obronne i stawiać reprezentacyjne gmachy (np. Zamek, Muzeum, Bibliotekę Uniwersytecką i inne). Modernizacja miast i pomoc finansowa dla ludności niemieckiej miała rzecz jasna zachęcić przybyszów z Rzeszy do osiedlania sie w miastach Wielkiego Księstwa Poznańskiego.

Jednak ludność niemiecka niejednoznacznie oceniała wysiłki władz. O ile prawie wszyscy popierali ideę ścisłej integracji tych ziem z Rzeszą, o tyle metody budziły wątpliwości. Część ludności, ta osiadła od lat na tych ziemiach, związana więzami gospodarczymi z Polakami uważała, że brutalne metody przynoszą efekty wręcz odwrotne do zamierzonych i ugruntowują opór Polaków.

Kończąc, należy podsumować dotychczasowe wywody słowami Lecha Trzeciakowskiego:

„Siła obronna społeczeństwa polskiego tkwiła jednak przede wszystkim w silnie rozwiniętym i poza nielicznymi wyjątkami sprawnie działającym systemie organizacyjnym. Współczesny, a niechętny Polakom publicysta Ludwig Bernhard, autor wydanej w 1907 r. głośnej książki „Das Polnische Ge-   meinwesen und preussischen Staat (Polska społeczność w państwie pruskim), zastanawiał się czy Polacy dzięki rozbudowanej sieci różnego typu stowarzyszeń nie stworzyli swego rodzaju „Państwa w państwie”.

Polskie życie organizacyjne rozwijało się w dwóch kierunkach: część stowarzyszeń położyła nacisk na podniesienie stanu ekonomicznego ludności, inne znów koncentrowały swą uwagę na szerzeniu oświaty i kultury.”

  Pora na próbę rekonstrukcji życia przedstawicieli tego pokolenia.

WŁADYSŁAW                                                                                                 KOD: IX.1.

é 15.09.1851. - 11.02.1854.

Władysław Józef urodził się w Gnieźnie w dniu 15.09.1851. roku, jako drugi z rzędu syn Longi-na Franciszka i Malwiny z Trelewskich. Akt jego urodzenia znajduje się w ARCHIWUM ARCHI-DIECEZJALNYM w Gnieźnie w zespole Gniezno-Fara, sygn. 59-15, str. 165. i brzmi następująco:

„Numerus                                              : 103

[Numer kolejny]

Nativitatis:

[Narodziny]

                  Annus et mensis                   :  1851 September

                  [Rok i miesiąc]                      :  1851. wrzesień

                  Dies                                      :  15

                  [Dzień]

                  Hora                                     :  -

                  [Godzina]

Lotus nativitatis                                     :  Gnesna

[Miejsce narodzin]                                  

Infantis Baptismi:

[Chrzest dziecka]

                  Annus et mensis                   :  1851 October

                  [Rok i miesiąc]                      :  1851. październik

                  Dies                                      :  16

                  [Dzień]

                  Nomen                                  :  Wladislaw Josephus Constantini

                  [Imiona]                                :  Władysław Józef Konstanty

Nomen et cognomen:

[Imię i nazwisko]                                    

                  Patris                                   :  Longinus de Osten

                  [Ojca]

                  Matris                                   :  Malwina de Trelewska

                  [Matki]

Religio Patris et Matris                          :  Cath.

[Wyznanie ojca i matki]                           :  katolickie

Conditio et professio Patris                   :  Judex

[Stan i zawód ojca]                                  :  Sędzia

Patrinorum                                               :  Hipolitus Potrykowski ex Gnesna

[Rodzice chrzestni]                                     M. de Osten ex Trzemeszno”

Żył jednak niespełna 2,5 roku i w dniu 11.02.1854. zmarł – według aktu zgonu – na nierozpoz-naną chorobę. Wobec dużej w połowie XIX. wieku śmiertelności niemowląt i dzieci oraz młodego stosunkowo wieku rodziców, śmierć Władysława była z pewnością odebrana ze smutkiem, ale nie stanowiła tragedii tym bardziej, że w tym czasie w zdrowiu dorastał pierworodny Kazimierz Roman, a kolejny syn, Stanisław Teodor rozpoczynał czwarty miesiąc życia.

Akt zgonu Władysława znajduje się w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu w tomie:

                                          Zespół                   :  Gniezno, parafia św. Trójcy

                                 Sygnatura             :  mikrofilm 0-5639 – 0-5670

                                                                           Akta zgonów 1854

„Numerus                                     :  21

 [Pozycja]

Annus et mensis                            :  1854 February

[Rok i miesiąc] :                             1854. luty

Dies obitus                                    :  11

[Dzień zgonu]

In quo loco                                    :  Gnesna

[Miejsce zgonu]                              : Gniezno

Nomen et cognomen                     :  Osten

[Imię i nazwisko]

Aetas:

[Wiek]

         Annus                                   :  3

         [Lat]

         Mensis                                  :  -

         [Miesięcy]

         Dies                                      :  -

         [Dni]

Conditio                                        :  infant

[Stan cywilny]                                 :  dziecko

Conditio et professio Patris          :  Judex

[Stan i zawód ojca]                         :  Sędzia

Cognomen:

[Nazwiska]

         Patris                                   :  Longinus de Osten

         [Ojca]

         Matris                                   :  Malwina de Trelewska

         [Matka]

Morbus                                          :  incertus”

[Przyczyna śmierci]                         :  nierozpoznana

STANISŁAW TEODOR                                                                                  KOD: IX.2.

é 06.11.1853. -  22.12.1923.

Stanisław Teodor był trzecim kolejnym synem Longina Franciszka i Malwiny z Trelewskich. Zważywszy na fakt, że jako jedyny w historii rodziny zostawił swój rzetelnie spisany życiorys (poz. 4 materiałów), uważam za niezbędne przytoczenie go w całości z zachowaniem pisowni oryginału, jednak z uzupełnieniami o dokumenty archiwalne:

„Stanisław Teodor ur. 6.XI.1853 w Gnieźnie ochrzczony w kościele farnym, po odebraniu wykształcenia elementarnego oddany zostałem 1.X.63 r. do gimnazjum w Gnieźnie do klasy V, gdzie także złożyłem egzamin abituriencki w r. 1874 na wielkanoc.” [c.d.n.]

Akt urodzenia Stanisława Teodora znajduje się w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu, w tomie:

                              Zespół                   :  Gniezno, parafia św. Trójcy

                              Sygnatura             :  mikrofilm 0-5639 – 0-5670

                                                                     Akta urodzeń 1853

„Numerus                                           :  134

[Pozycja]

Annus et mensis nativitatis                 :  1853 Novembris

[Rok i miesiąc narodzin]                        :  1853. listopad

Dies nativitatis                                    :  6

[Dzień narodzin]

Hora                                                    :  6

[Godzina]

Pueri legitimi                                      :  legitimi

[Chłopiec z prawego małżeństwa]         :  z prawego

Lotus nativitatis                                  :  Gnesna

[Miejsce narodzin]  :                             Gniezno

Annus et mensis Baptismi Infantis      :  1853 Novembris

[Rok i miesiąc chrztu]                           :  1853. listopad

Dies babtismi Infantis                         :  29

[Dzień chrztu dziecka]

Nomen infantis                                    :  Stanislaus Theodorus

[Imiona dziecka]                                   :  Stanisław Teodor

Nomen et cognomen Sacerdotis

Babtismum Administrantis                  :  Framski

[Imię i nazwisko księdza udzie-

 lającego chrztu]

Nomen et cognomen:

[Imię i nazwisko]

                                 Patris                 :  Longinus de Osten

                                 [Ojca]

                                 Matris                 :  Malwina de Trelewska

                                 [Matki]

Religio patris et matris                        :  Cathol.

[Wyznanie ojca i matki]

Conditio et profesio patris                  :  Judex Judicii Gnesens

[Stan i zawód ojca] :                             sędzia sądu w Gnieźnie

Nomen et cognomen Patrimonium     :  Ign. Marten Assessor Consistorilis

[Imiona i nazwiska rodziców                    Ottilia de Czapska ex Gnesna”

 chrzestnych]

Z „Kroniki rodzinnej” wiadomo, że Stanisław wraz z Kazimierzem przez krótki czas uczęszczali do gimnazjum w Trzemesznie po rozwiązaniu, którego – o czym bliżej mowa w opisie życia Kazimierza – zostali przez ojca przeniesieni do gimnazjum w Gnieźnie. Tam też Stanisław zdał maturę, o czym wspomina książka o tytule:

                                                      „G n i e z n o

                                                          skreślił

                                            Dr. Stanisław Karwowski

                                                          Poznań

                              Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego

                                                            1892”

w której zamieszczony jest wykaz Polaków, którzy w Gnieźnie złożyli egzamin dojrzałości. Wśród nich figuruje w roku 1874.:

STANISŁAW VON DER OSTEN – SACKEN”[c.d. życiorysu]

„Po złożeniu egzaminu poświęciłem się inżynierii. By odbyć przepisany wtenczas rok próby, który u mnie ponie­waż kursa na akademii budowniczej w Berlinie rozpoczynały się tylko na św. Michał, trwać musiał 11/2 roku, wstąpiłem do biura ówczesnego Kreisbau -?- -?- (dwa słowa nieczytelne) w Gnieźnie. Tutaj pracowałem w wię­kszej części w biurze ucząc się rudymentów [podstaw] techniki, a zarazem by nie stracić zupełnie owego 1/2 roku o który moja elewka przedłużyć się musiała, wstąpiłem 1.X.74 roku jako jednoroczny do garnizonującego w Gnieź­nie pułku piechoty (b. pozn. pułk nr. 49). Tutaj o tyle nieszczególnie mi się powiodło, że już 30.X.74 przy trenowaniu złamałem czy też wykręciłem sobie nogę tak nieszczęśliwie, że aż do początku czerwca 75 r. służby pełnić nie mogłem, że nawet na koszt rządu posłano mnie do wód do Warmbrunu [obecnie Cieplice] na Śląsku. Ale i tu kuracja nie zupełnie mnie na nogi postawiła, tak że i manewry odbyć nie mogłem i na 1.X.75 r. naturalnie bez awansu, ale nie jako inwalida z wojska puszczony zostałem. Teraz przeniosłem się do Berlina na studja na ówczesnej akademii budowniczej (Bauakademie) i tutaj spędziłem szczęśliwe i swobodne lata akademickie w gronie kolegów aż do października roku 1878. Zimę spędziłem na powtarzaniu nauczonych rzeczy i przygotowaniu do egzaminu, który złożyłem w początku marca r. 1879 a 20 marca tego roku mianowany zostałem Bauführerem [brygadzistą budowlanym]. Ponieważ jak powiedziano, w wojsku nie awansowałem, a nie zostawszy uznany jako inwa­lida awansować chciałem, więc wróciwszy z Berlina do domu wstąpiłem znów do wojska do tego samego pułku na ośmiotygodniowe ćwiczenia, po którem na podoficera awansowałem.

   Po odbytym ćwiczeniu przyjąłem miejsce przy ówczesnej dyrekcji ko­lei żelaznej z Cassel do Frankfurtu nad Menem (Main - Weser Bahn) i w Cassel samem, w mieście ładnym i ślicznej okolicy spędziłem rok cały aż do końca maja r. 1880. Podczas wiosny r. 1880 odbyłem drugie ośmiotygod­niowe ćwiczenia w pułku Gnieźnieńskim i skończyłem je z kwalifikacją na oficera, którym mianowany zostałem dnia 14.X.1880 r. Od. 1.VI.1880 uzys­kałem miejsce w obrębie dyrekcji kolei żelaznej w Hanowerze i posłany zostałem najprzód do miasteczka Dorum, nad ujściem Wezery, między Bremerhafen a Cuxhafen, gdzie zatrudniony byłem przy opracowaniu projektu bu­dowy kolei między obu ostatniemi miastami aż do końca tego roku. W tym czasie przebywałem także 3 miesiące w samej Bremie. Od 1.1.1881 r. po­słano mnie do Hildesheimu gdzie w pięknej także okolicy wesoło rok cały spędziłem aż do 1.1.1882 r. Ponieważ w ciągu wiosny musiałem odbyć jesz­cze ćwiczenia w wojsku, już jako oficer, więc pozostałem najprzód w do­mu zbierając materiały do egzaminu. Po skończonym ćwiczeniu wojskowem udałem się do Berlina gdzie sposobiąc się do egzaminu przy nadzwyczaj utrudnionych naówczas stosunkach egzaminowych spędziłem 21/2 roku, aż wreszcie w listopadzie r. 1884 egzamin drugi złożyłem w dn. 14.X. Regierungs Baumeistrem [rządowym majstrem budowlanym] mianowany zostałem.

Po dłuższym wypoczynku po strapieniach egzaminowych w domu ojca, objąłem dnia 1. marca 1884 roku posadę w obrębie Dyrekcji kolei żelaz­nej w Bydgoszczy i to wprawdzie przy budowie kolei Simondorf [Szymankowo] – Tiegenhof  [Tczew] w miasteczku Neuteich [Nowy Staw], w nizinach Malborskich, gdzie pozostałem aż do końca roku 1886. Z dniem l go stycznia roku 1887 przeniesiony zosta­łem do Wałcza, gdzie zatrudniony byłem przy budowie kolei Wałcz (Deutsch Krone) do Callies [Kalisz Pomorski] aż do 15 kwietnia 87 roku. Z tym dniem posłany zosta­łem przez ministra do Dyrekcji Kolei w Alkonie i zatrudniony zostałem w biurach centralnych, w Alkonie samej aż do l3 go czerwca 1888, a z tym dniem przeniesiono mnie do Gremsmühlen (w Holsztynie) gdzie mi jako t.zw. Abtheilungsbaumeister [majster samodzielnej brygady budowlanej] powierzono budowę kolei żelaznej Gremsmühlen - Lütjenburg. Gremsmühlen leży w nadzwyczaj pięknej okolicy, najpięk­niejszej z całego Holsztynu, ztąd ten szmat kraju nazwano Holsteinische Schweiz. Gremsmühlen samo jest to maleńka osada, nawet nie miasto, do której na lato masa ludzi zjeżdża się, by latowym, świeżem leśnym po­wietrzem odetchnąć. Tutaj pierwszy rok spędziłem w dość ożywionym towa­rzystwie letników jako kawaler. Ale już zimą tego roku doszedłszy osta­tecznie do stanowiska, które egzystencję zapewniało i materialnie umoż­liwiało, zaręczyłem się w czasie Boż. Narodzenia ze Stanisławą Wierzbicką, kuzynką daleką, z którą ślub nastąpił w dn. 27.VI.1889 roku.” [c.d.n.]

Stanisława Wierzbicka urodziła się również w Gnieźnie, o czym mówi jej akt narodzin znajdujący się w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Gnieźnie, w zespole Gniezno – Fara, sygnatura 59-17, strona 315, z którego wypis ma następującą treść:

„Numerus                                        :  26

[Pozycja]

Annus et mensis                               :  1866 Januarii

[Rok i miesiąc]                                  :  1866. styczeń

Dies                                                  :  13

[Dzień]

Hora                                                 :  1

[Godzina]

Puellae legitimae

[Dziewczynka z legalnego związku]

Annus et mensis babtismi infantis    :  1866 Martii

[Rok i miesiąc chrztu dziecka]        :  1866. marzec

Dies babtismi                                   :  20

[Dzień chrztu]

Nomen                                              :  Stanislava

[Imię]                                                :  Stanisława

Nomen et cognomen

[Imiona i nazwiska]

                              Patris                 :  Vladislaus v. Wierzbicki

                              [Ojca]                 :  Władysław Wierzbicki

                              Matris                 :  Angela v. Poklatecka

                              [Matki]                :  Aniela Poklatecka

Religio                                              :  Cath.

[Wyznanie]                                        :  katolickie

Nomen et cognomen patrinorum     :  Laurentius Wierzbicki Wąwelno

[Imiona i nazwiska rodziców              :  Maria Poklatecka”

 chrzestnych]

Narzeczeni znali się z pewnością dobrze od lat młodzieńczych, gdyż zarówno niewielkie zalud-nienie prowincjonalnego Gniezna, jak i fakt spokrewnienia temu sprzyjały. Uczucie z pewnością było stałe gdyż przetrwało długą nieobecność w Gnieźnie Stanisława, przeznaczoną na studia i nabycie niezbędnej do otrzymania samodzielnych uprawnień budowlanych, praktyki. W czerwcu 1889. odbył się ich ślub, co dokumentuje akt cywilny znajdujący się w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu w zespole Gniezno-miasto, o następującej przetłumaczonej treści (kserokopia oryginału w poz. 7 materiałów):

                                                                    „Nr 61

                                                   Gniezno, dnia 26 czerwca 1889.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się dzisiaj w celu zawarcia małżeństw:

1. Królewsko – rządowy inżynier budowlany Stanisław Teodor von der Osten – Sacken, osobiście mnie znany, wyznania katolickiego, urodzony 06.11.1953. w Gnieźnie, zamieszkały w Gremsmühlen we Wschodnim Holsztynie. Syn zamieszkałego w Gnieźnie radcy sądowego Longina von der Osten - Sacken i jego zmarłej żony Malwiny urodzonej von Trelewskiej.

2. Niezamężna Stanisława von Wierzbicka, osobiście mnie znana, religii katolickiej, urodzona 13.01.1866. w Gnieźnie, zamieszkała w Gnieźnie, córka zamieszkałego w Gnieźnie kupca Władysława von Wierzbickiego i jego zmarłej małżonki Angeliki von Poklateckiej.

Jako świadkowie stawili się i byli obecni:

3. Królewski radca sądowy Longin von der Osten – Sacken, osobiście mnie znany w wieku 72 lat, zamieszkały w Gnieźnie.

4. Kupiec Władysław von Wierzbicki, osobiście mnie znany w wieku 55 lat zamieszkały w Gnieźnie.

Urzędnik Stanu Cywilnego w obecności świadków zadał każdemu z narzeczonych osobno pytanie, czy zamierzają zawrzeć związek małżeński. Narzeczeni odpowiedzieli na powyższe pytanie twierdząco, po czym na skutek tego oświadczenia Urzędnik Stanu Cywilnego ogłosił, że są oni obecnie z mocy prawa legalnie związanymi małżonkami.

Przeczytano, wyrażono zgodę i podpisano:

(-) Stanisław Teodor von der Osten – Sacken

                                          (-) Stanisława von der Osten – Sacken

                                         (-) Longin v.d. Osten – Sacken

                                         (-) Władysław v. Wierzbicki

                                                        URZĘDNIK STANU CYWILNEGO

                                                                      (-) Heitner

                                                Zgodność z Głównym Rejestrem potwierdza

                                                        URZĘDNIK STANU CYWILNEGO

     (-) podpis nieczytelny”

O ich ślubie zmieszczona została w Dzienniku Poznańskim nr 147 z 20.06.1889. następująca notatka:

                                            „Wiadomości Miejscowe i Potoczne.

                                                       Poznań 28 czerwca.

Ślub. W dniu wczorajszym pobłogosławionym został

W Kościele św. Trójcy (Fary) w Gnieźnie związek

Małżeński pomiędzy Stanisławem Ostenem inżynierem

A panną Stanisławą Wierzbicki, córką p. Władysława            Wierzbickiego. Związek małżeński pobłogosławił ks. Proboszcz Sołtysiński, a do pary młodej przemówił serdecznie ks. Gdaczyk.”

(c.d. życiorysu)

„Sprowadziwszy żonę do nowego gniazdka spędziłem z nią razem w Gremsmü­hlen jeszcze 3 lata. W tym czasie urodził się nam najstarszy syn Józef, Longin, Władysław dn. 11.IV.1890 i drugi Antoni dn. 28.V.1891 który jednakże już dn. 18.IX.1891 roku umarł i biedactwo w Gremsmühlen, a raczej sąsiedniej wsi Malente pochowany został na obcej zupełnie ziemi; Józio zmarł w Gnieźnie 24.VII.95.

         Chociaż nam, z wyjątkiem śmierci syna, pierwsze lata po ślubie w Gremsmühle szczęśliwie i swobodnie mijały, to jednak psuła je myśl, że tak daleko od swoich i kraju na obczyźnie pozostajemy i troska, do­kąd dalej przenieść się będzie trzeba z ukończeniem budowy. W tem wyczytałem niespodzie-wanie zupełnie w -?- [wyraz nieczytelny] gazecie, że zawakowała posada Landes Bauinspectora [krajowego inspektora budowlanego] przy autonomicznym zarządzie Księstwa Poznańskiego. Po trudnych namysłach, połączonych nieodzownie z takim krokiem od którego cała przyszłość zależy zdecydowałem się w końcu na porzucenie służby państwowej i zgłosiłem się po ową posadę, by w końcu po tylu latach tułaczki na obczyźnie powrócić do kraju, po­zostać w nim teraz już na zawsze, mieć [?] dzieci po swojemu po polsku, bez niebezpieczeństwa dla nich wynarodowienia się wychować [?] i by i sam żyć po swojemu i między swymi. Zgłoszenie moje otrzymało pożądany skutek i tak przeniosłem się 1go X.92 r. najprzód na próbę półroczną do Bydgoszczy gdzie zastępowałem samego [?] Bauinspectora a wreszcie 1.V.93 r. po przejściu ostatecznem w służbę prowincjonalną do Kościana już ja­ko Landes Bauinspector.

         Tu w Kościanie urodził się trzeci mój syn Teodor Wawrzyniec dn. 5. listopada 1893 r.

         W tym czasie „Pamiętniki Towarzystwa Tatrzańskiego” tom 17. z 1896 (str. 37.) i tom 19. z 1898 (str. 22 i 43) zaświadczają o członkostwie i aktywności Stanisława Teodora w jego pracach, wymieniając go, jako delegata z powiatów kościańskiego i śmigielskiego. Niestety, jak zwykle w opracowaniach z owego okresu, nie ma bliższych danych o charakterze tej aktywności i rzeczywistych celach oraz pracach w ramach wymienionego Towarzystwa. W tej kwestii należy poczekać na rzetelną rozprawę prof. Tadeusza Orackiego, które obecnie jest w trakcie opracowywania.

         Jak się wyżej wspomniało, jest moja żona Stanisława Ślepowron Wierzbicka daleką mą kuzynką. Siostra babki Józefy, Michalina Frezer wyszła za mąż za Stanisława Janina Janowskiego, dziedzica Tuszków (?) pod Mroczą pow. Wyrzysk, księstwo Poznańskie. Córka ich najstarsza Julja wyszła za Wawrzyńca Ślepowron Wierzbickiego urodzonego w roku 1800 z Melchiora i Anny z Grudzielskich w Wilamowie pod Łopiennem. Wawrzyniec dzierżawił za lat młodszych Tuszki od swego teścia, później gdy Tuszki dawno już były w obce ręce przeszły, przeniósł się do Gniezna i tutaj umarł w r. ___ zaś żona jego w r. ___ .

         Młodszy brat Wawrzyńca, Antoni był oficerem wojsk polskich pod księciem Konstantym i doszedł aż do szefa kompanii. Później osiadł w Gnieźnie i ożeniwszy się z siostrą bratowej Stanisławą, założył handel win i towarów kolonialnych, którego właścicielem jest teraz teść mój Władysław. Trzecia siostra Julii, Magdalena wyszła za sędziego Potrykowskiego (herbu Dęboróg [?]) w Gnieźnie, po której żyją jeszcze dzieci :

         a) Zygmunt ożeniony z Marją Wolańską, sędzia w Pile,

b) Jadwiga owdowiała Ciesielska,

c) Jan, wikarjusz  p.f. w Długiej Goślinie

Braci miała Julja Janowska dwóch, starszy Ignacy sędzia w Gnieźnie ożeniony z Walerją Lutomską, drugi Józef, kupiec w Bydgoszczy ożenio­ny z Marją Gorczyńską [?]. Po Ignacym pozostali synowie :

a) Adam, kupiec w Gnieźnie bezżenny (dopisek u dołu strony: ożeniony w roku 1896 z siostrą naszą Józefą),

         b) Tadeusz dentysta w Toruniu ożeniony z Marją Nowicką,

         c) Hipolit nadleśniczy w dobrach kórnickich, ożeniony z Zofją Ozierską,

Po Józefie pozostali:

         a) Marjan, bezżenny, kupiec w Bydgoszczy,

         b) Helena za aptekarzem Degórskim (?) i Jadwiga niezamężna.

         Z Wawrzyńca i Julii z Janowskich urodził się teść mój Władysław Wierzbicki w Tuszkach 20 marca 1834 r. Tenże poświęcił się kupiectwu i objął po śmierci owdowiałej swej córki, Stanisławy, handel w Gnieźnie, który dotąd jest w jego posiadaniu. W roku 1865 ożenił się z Anielą z Poklateckich, córką Melchiora i Marji z Chylewskich, dziedziców Pierzysk pod Gnieznem (dzisiaj już w niemieckim ręku).

         Z rodzeństwa Władysława zmarli bezdzietnie Michał (brał udział w powstaniu r. 1863 i tamże stracił rękę), Kaźmierz i Helena zam. Parkierowiczowa; przy życiu są Emilia zam. Lipińska, Wanda owd. Radałkowska, Marja owd. Lehmann i Stanisław, kasjer [?]) dóbr barniejewskich w pow. Wilkowskim, ożeniony ze Stanisławą Gryglewicz. Z rodzeństwa Anie­li z Poklateckich umarli Władysław (bezdzietnie), urzędnik celny; przy życiu są Walerja zam. Sniegocka, Kaźmierz dr.med. w Górznie, Prusy za­chodnie, bezżenny i Max, agronom niewiadomego pobytu.

Teściowa Aniela z Poklateckich umarła 12.III.1873 pozostawiwszy troje dzieci:

         a) Stanisławę ur. dn. 13.1.1866, żonę moją,

         b) Melchiora ur. dn. 6.VII.1867. prawnika obecnie referendarjusza,

         c) Tadeusza ur. 22 lutego 1872 r., kupca.

         Teść Władysław ożenił się dn. 19.1.1876 drugi raz z żyjącą jesz­cze Praksedą z Krakowskich. Z tej ma dwoje dzieci: Zygmunta ur. dn. 2 maja 1877 i Marję ur. dnia 22.III.1879 roku.

Dnia 24 lipca 1895 spotkało nas wielkie nieszczęście, gdyż naj­starszy nasz synek Józio zmarł nagle prawie na szkarlatynę, bawiąc u teściostwa Wierzbickich w Gnieźnie.

Dn, 13 czerwca 1896 roku urodziła nam się córeczka Janina, która jednakże po 10 tygodniach umarła, a dn. 18 listopada 1897 r. urodziła nam się córeczka Izabela, Elżbieta, w Kościanie.

Dn. 24 czerwca 1898 zmarł teść mój Władysław Wierzbicki w Gnieź­nie po krótkiej chorobie rażony paraliżem.

30 sierpnia 1899 r urodziła się córeczka Marja, Malwina, w Koś­cianie.

1.IV.1910 przeniesiony zostałem z Kościana do Rogoźna, ponieważ urząd mój w Kościanie został zniesiony.

To przeniesienie, pod wszelkimi względami bardzo niemiłe, miało tę jedną korzyść, że w Rogoźnie jest gimnazjum, że więc syna mego Teo­dora, który od r, 1904 uczęszczał do progimnazjum w Trzemesznie, mogłem teraz wziąść do domu i trzymać go pod swojem okiem i swoją opieką.

Niestety dla małej wartości tutejszej szkoły dla dziewcząt zmuszony zo­stałem oddać córki z dn. 1.IV.1913 do Poznania. Umieszczone zostały na pensjonacie panny L. Sokolnickiej. Starsza Iza, ponieważ jej zdrowie wielkich wysiłków nie dopuszcza, uczęszcza do Kath. Höhere Mädchenschule [Katolicka Wyższa Szkoła dla dziewcząt] p. Zilte [?] /dawniej p. Warnka [?] / młodsza zaś Marysia, do Below-Knothe'sches Lyceum, gdyż ona silniejsza na zdrowiu, ma, o ile możnoś­ci, złożyć egzamin na nauczycielkę.

W lipcu 1914 wybuchła straszliwa wojna, ogarniająca świat cały, a przede wszystkiem i Niemcy. Wskutek tego władza urzędowa nakazała, by prymanerzy wyżsi już w sierpniu tego roku, zamiast na Wielkanoc 1915 abiturjencki egzamin składali. Do tych należał i Todzio, a egzamin z wielce dobrem świadectwem złożył. Potem zgłosił się dobrowolnie do 20 pułku artylerji w Poznaniu, nie został jednak dla krótkiego wzroku przy­jętym. Ponieważ postanowił prawa słuchać, udał się w październiku do Lipska, by tu studja rozpocząć, ale już w listopadzie powołano go pod broń i to wprawdzie do piechoty, do Głogowy [Głogów]. Na mój wniosek, by go po­nownej poddano rewizji i przeniesiono do artylerji, zbadano go powtór­nie z tym skutkiem, że go w końcu grudnia zupełnie zwolniono i po roz­maitych badaniach zakwalifikowano jako Landsturm mit Wafle [zdolny do służby w pospolitym ruszeniu z bronią], garnisondienstfähig [zdolny do służby garnizonowej], a w końcu tylko nawet bureaudienstfähig [zdolny do służby biurowej]. Wypuszczony więc z wojska na semestr latowy 1915 udał się na dalsze studja do Wrocławia.

   Wojna ta i mnie nie pozostawiła w spokoju. Na żądanie władzy woskowej przyjąłem zatrudnie-nie przy zarządzie budowy dróg przy Etappen Inspektion der 4 Armee w Belgii. Wyjechałem tamdotąd z domu 2 grudnia 14 r. i przebyłem w Gandawie całe 6 miesięcy, tak że wróciłem znów do domu 5.VI.15 r. Wiek mój podeszły (przeszło 61 lat) dał mi powód do prośby o zwolnienie, co też uwzględniono odznaczając mnie żelaznym krzy­żem II klasy. Pobyt w Gandawie był nadzwyczaj interesujący, już to dla tego, że miasto samo jest nadzwyczaj ciekawe, także pod względem archi­tektonicznym, ale i dla niezwykłych stosunków w jakich dane mi było to miasto i wogóle Belgię poznać (Brukselę, Ostendę i wiele innych pięknych miast). Że jednak wiek mój podeszły na dłuższy pobyt nie pozwalał, więc zwolniwszy się z przyjemnością po tak długiej nieobecności do do­mu wróciłem. Syn mój, Teodor, puszczony z wojska (str.- poprzednia) wrócił znów na studja do Wrocławia. Ale i tu wojna, tak niezmiernie dłu­go trwająca, nie dała mu spokoju. Po rozmaitych rewizjach lekarskich, przy których rozmaicie go kwalifikowano, bądź „landsturm ohne Waffe, garnisondienstfähig” [pospolite ruszenie bez broni; zdolny do służby garnizonowej], bądź tylko „bureaudienstfähig” w końcu jednak (28.VIII.16) przeznaczono go znów do trenów [taborów], aż wreszcie (11.XI.16) po­wołano go rzeczywiście do 4 pułku huzarów do Oławy (?). Ztąd 1.III.17 przeniesiono go do Potsdamu do  Kaw. Masch. Gew. Abtlg. [przypuszczalnie do konnego oddziału karabinów maszynowych].

   Córka Izabela, skończywszy na Wielką Noc 1916, wyższą szkołę dla dziewcząt w Pozn. przeniosła się na 1.X.16 w celu dalszego kształcenia się i dokończenia go, do zakładu Sercanek, w Estavayer le Leu w Szwaj­carii, kanton Fribourg, zaś Maryla skończywszy równocześnie w Pozn. lyceum przeszła do Luisenstiftung francuseschule [Instytut im. Luizy z językiem wykładowym francuskim], w Poznaniu; by się tam dalej kształcić na nauczycielkę.              

   Córka Marja skończywszy lyceum Below-Knothe w Poznaniu przeszła na Wielką Noc 1916 do szkoły Ludwiki, wydział francusenschule w Poznaniu, by tu dalej się kształcić w językach na nauczy-cielkę. Kurs ten trwa przynajmniej 2 lata. Na W. Noc 1918 złożyła w tej szkole egzamin na nau­czycielkę języków.

Iza na 1.X.1917 ukończywszy kurs języka francuskiego w zakładzie Sercanek i odebrawszy dyplom z tego na nauczycielkę powróciła do domu. Na 1.IV.18 powróciła jednak znów do Poznania, by w szkole Ludwiki (francusenschule) uzyskać potwierdzenie swego szwajcarskiego dyplomu.

 Syn Teodor po blisko 11/2 rocznym pobycie w Potsdamie z dn. 19.V.18 przeniesiony został do 4 pułku kirasjerów, a zarazem wysłany na front do Francji, w okolicy Reims, i tutaj walczy.

   Po klęsce Niemców i stawionej do koalicji prośbie o pokój po­wrócił T. z  wojny  do  domu, chwała Bogu, zdrów i cały, i to jako Gefreiter [st. szeregowy]. Wedle przepisów wolno było awansować dopiero po 1/2 rocznym pobycie na froncie; jego szef był mu już obiecał, że go po upływie przepisanego czasu wyśle na kurs oficerski lecz zanim ten czas minął, zawieszenie broni nastąpiło, wojsko zostało zdemobilizowane, a T. bez awansu 20.XII.18. do domu powrócił. Wedle zamiarów i planów miał jak tylko można najrychlej, pójść na uniwersytet, by swe studja kontynuować. Gdy jednak wybuch rewolucji w Niemczech i powstałe stąd zawieruchy i nie­porządki to uniemożliwiły, gdy dalej wywiązała się otwarta prawie woj­na Polaków przeciw Niemcom o oswobodzenie pruskiego zaboru, wstąpił T. do tworzącego się w Gnieźnie polskiego pułku ułanów, by tutaj dalej sprawie ojczyzny służyć. Wyjechał w tym celu do Gniezna dn. 17.1.19. W końcu wstąpił nie do ułanów, lecz w Pozn. do tworzącego się oddziału karabinów maszynowych i z tym wyruszył w okolice Leszna.

   Iza (patrz wyżej) do szkoły Ludwiki chodziła tylko 1/2 roku, ponieważ organizację tej szkoły resp. [respective = względnie] wydziału „Francuseschule” zmie­niono i uprawnienia tego egzaminu ograniczono, więc na października 18 roku bez egzaminu do domu powróciła i tu narazie pozostaje.

Maryla, po złożeniu egzaminu na nauczycielkę języków (patrz wy­żej) przyjęła od  1.IX.18 miejsce przy wyższej szkole dziewcząt w Kali­szu i tam naucza przeważnie języka niemieckiego. Todzio, którego przy­dzielono do grupy Leszno, do pułku Gostyńskiego w końcu lutego 1919 od­komenderowany został do Pozn. do szkoły podoficerskiej, w której awan­sowany uprzednio do sierżanta (tyle co dawniej wicefeldwebel) miał kształcić żołnierzy na podoficerów przy karabinach maszynowych. Nieste­ty już w marcu zachorował na grypę, wskutek której w dalszym ciągu wy­wiązała się choroba nerek, dla której przeniesiono go do lazaretu. W tym przebył aż do 31 maja, w którym dniu go wypuszczono i odesłano do jego pułku w Gostyniu. Poprzednio już stawiłem wniosek, by go jako cho­rego na nerki, a więc do służby w polu niezdatnego, zupełnie z wojska zwolniono. Widoki są na to, prawdopodobnie pułk go zupełnie zwolni, a wtedy będzie mógł do swych studjów powrócić.

   Iza od 1.IV.19 przyjęła miejsce nauczycielki, na razie pomocni­czej, przy wyższej szkole dziewcząt w Rogoźnie.

Istotnie Todzio 2.VI.19 powrócił niespodziewanie do domu. Z la­zaretu wypuszczono go jako uleczonego, lecz przez rok przynajmniej do służby wojskowej niezdatnego. Wskutek tego pułk dał mu urlop, na razie nieograniczony, aż do zupełnego uregulowania sprawy. Na teraz, na czas rekonwalescencji, pozostanie w domu.”

Na tym kończy się obecnie rękopis Stanisława. Jego oryginał znajduje się w posiadaniu Krzysz-tofa Ferdynanda (KOD: X.), wnuka Stanisława, a młodszego syna wymienionego wyżej Teodora. Wiadomo na pewno, że zawierał dalszy ciąg uzupełniany na przestrzeni lat, co najmniej przez Teodo-ra, ale dalsze strony zostały wycięte przy grzbiecie zeszytu w nieznanych okolicznościach. Można zakładać, że ich treść przepadła na zawsze. Z życiorysu Stanisława wiadomo, że powrócił w rodzinne strony, czyli do Rogoźna w dniu 15.06. 1915. roku przypuszczalnie, jako emeryt odznaczony na pożegnanie przez wojsko Krzyżem Żelaznym II. klasy. Można również dalej wnioskować, że w niezna-nym terminie, ale po dniu 02.06. 1919. czyli ostatniej wymienionej przez siebie dacie, przeprowadził się wraz z aktualnymi domownikami do Poznania i przypuszczalnie zamieszkał przy ul. Krasińskiego 12.

Burzliwe losy Niemiec w latach 1917.-19. związane szczególnie z przegraną wojną, gigantycznym wymiarem nałożonych przez koalicję zwycięskich państw, reparacji wojennych i wywołaną tymi wypadkami hiperinflacją z bankructwem Banku Rzeszy włącznie, pozbawiły go z pewnością oszczę-dności życiowych. Nie wiadomo, czy po powrocie z wojny w 1915. roku podjął dalszą pracę w swoim zawodzie, ale można taka alternatywę raczej wykluczyć zważywszy na powojenne zamieszanie, a przede wszystkim wybuch Powstania Wielkopolskiego, sprzyjające raczej niszczeniu niż budowaniu. Doczekał jednak Odrodzenia Polski, które na terenie Poznania poprzedzone zostało znamiennymi wypadkami opisanymi w historii. Nie wiemy niestety czy był ich uczestnikiem względnie czynnym lub biernym obserwatorem. Podobnie jak nie dotarły do nas żadne wiadomości na temat jego ewentu-alnego udziału w Wielkopolskim ruchu „pracy organicznej”. Nie można mieć jednak żadnych wątpli-wości na temat jego wyniesionego z domu i kultywowanego na przestrzeni życia zawodowego, patrio-tyzmu, o którym się wówczas skąpo pisało, ale według jego wytycznych postępowało. Świadectwem niech będzie wychowanie dzieci i ich działalność w końcowym okresie zaboru pruskiego, o czym będzie mowa w losach pokolenia X.

Zmarł 22. grudnia 1923. roku w swoim mieszkaniu. Akt jego zgonu przechowywany jeszcze w aktach Urzędu Stanu Cywilnego w Poznaniu ma następującą treść:

                                                           „Nr. 1064

                                             Poznań, dnia 24 grudnia 1923

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawił się dziś co do osobistości nieznany legitymacją urzędniczą i świadectwem lekarskich oględzin zwłok legitymując się, sędzia powiatowy Teodor Osten-Sacken zamieszkały w Warszawie, przy ulicy Mokotowskiej 14 i zeznał, że krajowy radca budownictwa

                                              Stanisław Osten – Sacken

w wieku 70 lat rzymsko katolickiego wyznania zamieszkały w Poznaniu przy ulicy Krasińskiego 12 urodzony w Gnieźnie, żonaty z Stanisławą z domu Wierzbicką zamieszkałą w Poznaniu syn sędziego Longina Osten Sacken i małżonki jego Malwiny z domu Trelewskiej zamieszkałych i zmarłych w Gnieźnie, umarł w Poznaniu, przy ulicy Krasińskiego 12 dnia dwudziestegodrugiego grudnia roku tysiąc dziewięćsetdwudziestegotrzeciego po połud. o godzinie pół do ósmej w obecności zgłaszającego.

                                                    Odczytano, przyjęto i podpisano    

                                             (-) podpis czytelny Teodor Osten – Sacken

                                                       Urzędnik stanu cywilnego

                                                                Wzastępstwie

                                                         (-) podpis nieczytelny”

Sądząc po obecności przy śmierci Stanisława jego syna Teodora zamieszkałego wówczas w Warszawie, można przypuszczać, że Stanisław pod koniec swego życia chorował, a objawy jego zdro-wia sygnalizowały nadejście stanu terminalnego.

O losach wdowy po Stanisławie wiadomo jedynie, że w bliżej nieokreślonym terminie przepro-wadziła się z dotychczas zajmowanego mieszkania przy ul. Krasińskiego 12, na prawdopodobnie mniejsze, przy ul. Strzeleckiej. Mówi o tym:

                                    „KSIĘGA ADRESOWA

                                        Miasta Stołecznego

                                            POZNANIA

                                    opracowana w roku 1933”

zawierając na stronie 309. zapis następującej treści:

„Osten – Sacken Stanisława, em., Strzelecka 3 m 7”

Stanisławę Wierzbicką pamiętam z lat 1942 – 44. Mieszkała wówczas w Poznaniu – po wyrzuceniu przez Niemców z zajmowanego przed wojną mieszkania - wraz ze swoją córką Malwiną na rogu ul. Libelta i pl. Ratajskiego na parterze, w pomieszczeniu handlowym.

Chodziłem tam z moją matką, prawie w każdą niedzielę na obowiązkową „kawę”, którą w owym czasie sporządzało się z kawy zbożowej z dodatkiem talarka cykorii. Przysmakiem bywały nieraz „rarytasy” w postaci marcepanów ulepionych z mąki ziemniaczanej i tłuczonej sacharyny. Oczywiście, mając 7-8 lat nudziły mnie te „kawy” solidnie i nie jestem w stanie przypomnieć sobie po latach treści naówczas prowadzonych rozmów, ale z pewnością dotyczyły one losów członków rodziny i przebiegu wojny. „Babcia” Stanisława w owych czasach była już bardzo leciwa, a jej wygląd obrazuje fotografia zamieszczona w pozycji 14. materiałów.

Zmarła na paraliż (z pewnością wylew krwi do mózgu) po wyzwolenia Poznania od nazistow-skich Niemiec, w dniu 02.11.1945. roku. Mieszkała wówczas dalej ze swą córką Marią wdową Smo-rawską, ale już przy Alei Litewskiej 14. Nekrologu o jej śmierci przypuszczalnie nie było, bowiem kwerenda przeprowadzona w zbiorach czasopism Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu przyniosła wynik negatywny. Jej akt zgonu, przechowywany w Urzędzie Stanu Cywilnego w Poznaniu, przedstawia się następująco:

„Nr.5968                                                                                                                                C

                                              Poznań, dnia 3 listopada 1945

Stanisława Osten – Sacken z domu Wierzbicka rzymsko katolickiego wyznania zamieszkała w Poznaniu, przy Alei Litewskiej 14 zmarła dnia 2 listopada 1945 o godzinie 20 minut 30 w Poznaniu, w wyżej podanym mieszkaniu.

Zmarła urodziła się dnia 13 stycznia 1866 w Gnieźnie

Ojciec: kupiec Władysław Wierzbicki

Matka: Aniela z domu Poklatecka, oboje zmarli w Gnieźnie

zmarła była zamężna z radcą Starostwa Krajowego Stanisławem Osten – Sacken, zmarłym w Poznaniu.

Zapisano na ustne doniesienie córki zmarłej Marii Smorawskiej zamieszkałej w Poznaniu przy Alei Litewskiej 14.

zgłaszająca wykazała się kartą rejestracyjną.

                                                                             Odczytano, przyjęto i podpisano

                                                                         (-) podpis czytelny: Maria Smorawska

                                                                                   z domu Osten – Sacken

                                                                                 Urzędnik stanu cywilnego

                                                                                 W zastępstwie

                                                                                 (-) podpis nieczytelny

Przyczyna śmierci paraliż

dzień ślubu zmarłej 26.6.1889 w Gnieźnie”

To wszystko, co w pierwszej dekadzie XXI. wieku można powiedzieć o losach Stanisława Osten – Sacken i Stanisławy z Wierzbickich. Dzieci mieli następujące:

1. Józef Longina Władysław urodzony dnia 11.04.1890. w Gremsmü­hlen; zmarł  dnia 24.07.1895. w Gnieźnie.

2. Antoni urodzony w dniu 28.05.1891. w Gremsmü­hlen; zmarł tamże w dniu 18.09.1891.

3. Teodor Wawrzyniec urodzony w dniu 05.11.1893. w Kościanie; żonaty z Krystyną z Daszkowskich, zmarł w Bolesławcu w dniu 05.03.1979.

4. Janina Maria urodziła się 13.06.1896. w Kościanie i tamże zmarła w dniu 23.08.1896.

5. Izabela Elżbieta urodziła się 18.11.1897. w Kościanie, wyszła za mąż za Jakuba Meisnera, zmarła w

    Wrocławiu 25.06.1978.       

6. Maria Malwina urodziła się 30.08.1899. w Kościanie; dwukrotnie wychodziła za mąż, po raz pierw-     

    szy 14.01.1924. za Tadeusza Smorawskiego, którego w 1939. rozstrzelali hitlerowcy i po raz drugi 11.10.1946. za Wiktora Pągowskiego. Zmarła w Buku 15.11.1985.

KAZIMIERZ ROMAN                                                                                     KOD: IX.3

é 10.09.1849. -  11.10.1921.

Kazimierz był najstarszym z synów Longina Franciszka i Malwiny z Trelewskich, który osiągnął wiek dojrzały. Urodził się w Gnieźnie w 1849. roku, a akt jego urodzenia znajduje się w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Gnieźnie w zespole: Gniezno-Katedra, sygnatura 50-6 i ma następującą treść:

Numerus                                              :  5

[Pozycja]

Nativitatis                                           :  1849 September

[Narodziny]                                          :  1849. wrzesień

Dies                                                     :  10

[Dzień]

Hora                                                    :  1 n.

[Godzina]

Pueri                                                   :  1

[Chłopiec]

Locus nativitatis                                 :  Platea poznania

[Miejsce narodzin]  :                             ulica Poznańska

Infantis Baptismi:

[Chrzest dziecka]

                              Annus et mensis    :  1849

                              [Rok i miesiąc]

                              Dies                       :  23 september

                              Nomen                   :  Casimirus Roman Laurentius

                              [Imiona]                 :  Kazimierz Roman Laurenty

Nomen et cognomen:

[Imiona i nazwiska]

                              Patris [Ojca]         :  Longinus Franciscus v. der Osten Sacken

                              Matris [Matki]       :  Malwina Trelewska

Religio patris et matris                        :  cath.

[Wyznanie ojca i matki]                        :  katolickie

Conditio et Professio Patris               :  Assessor Judicii

[Stan i zawód ojca] :                             asesor sądu

Nomen et cognomen Patrinorum       :  Ignatius Janowski Referendarias

[Imiona i nazwiska rodziców                    Josepha Trelewska

 chrzestnych]

Z pewnością jego dzieciństwo spędzone w domu rodzinnym przebiegałoby zwyczajowo odwiecznym trybem, gdyby nie zostało naruszone niespodziewaną śmiercią matki w marcu 1859. roku gdy miał niespełna 10. lat. Śmierć matki i wręcz śpieszny powtórny ożenek ojca z Emilią Jachimowicz odbiły się mocno w psychice chłopca, co można pośrednio wyczytać w jego „Kronice rodzinnej”, w której nie kryje niechęci do macochy, a przyrodnią siostrę Konstancję zrodzoną z tego małżeństwa. traktuje nader oschle. Wiadomo również z jego notatek, że został przez ojca zapisany i uczęszczał do sławnego w owych czasach gimnazjum w Trzemesznie, z językiem wykładowym polskim. Wychowany w głęboko patriotycznym polskim domu trafił w tym gimnazjum do środowiska, w którym idee niepodległościowe, poza szkołą i jej pruskim programem dążącym do wynarodowienia polskich dzieci - stały na porządku dziennym.

Sytuację tę opisują Zdzisław Grot i Franciszek Paprocki w książce pt.: „Szkice poznańskie 1794 – 1864” (str. 197 i dalsze) wydanej przez Wiedzę Powszechną w 1957. następująco:

„Jakoż w ruchu narodowowyzwoleńczym w samym Poznaniu i w ogóle w księstwie młodzież odegrała dużą rolę. Gimnazjaliści wcześnie, bo już w lutym 1861 r., zorganizowali tajne ugrupowanie pod nazwą Towarzystwo Narodowe. Zawiązało się kilka kół, mianowicie tam, gdzie były gimnazja, a więc w Poznaniu, Trzemesznie, Ostrowie i Lesznie. Jakiś czas nadto działały koła w Głogowie oraz Chełmnie. Każde koło miało swego „patrona”: poznańskie – Kościuszkę, trzemeszeńskie – Zana, ostrowskie – Zawiszę, leszczyńskie – Krakusa, głogowskie – Chrobrego. Organem kierującym całą ich działalnością był komitet, wybierany mniej więcej co pół roku i urzędujący kolejno w siedzibach poszczególnych kół.

Zrzeszeni w Towarzystwie gimnazjaliści zmierzali „ku oswobodzeniu pognębionej ojczyzny”. Uczyli się polskiej historii i literatury, brali czynny udział w manifestacjach publicznych, rozpowszechniali nielegalne druki, śpiewali zabronione pieśni narodowe i religijne. Rokrocznie uroczyście obchodzili 3 maja, 29 listopada, 12 września (rocznicę odsieczy wiedeńskiej) i 19 lutego (dzień założenia organizacji).”

„Kółka owe były dobrą szkołą patriotyzmu. Większość ich członków pospieszyła później na pole walki, gdzie niejeden złożył swe życie w ofierze dla ojczyzny. Wszakże jeszcze przed wybuchem powstania, w listopadzie 1862 r., policja pruska wykryła organizację poznańską. Dążenia jej uznano za wywrotowe i głównych działaczy stowarzyszenia ukarano bądź więzieniem, bądź wydaleniem z gimnazjum. Organizacja, jak się okazało, miała liczne rozgałęzienia i skupiała około 280 członków; blisko 100 znajdowało się w kole poznańskim, ze wszystkich najliczniejszym i najruchliwszym.”

Czy Kazimierz należał do koła Zana w Trzemesznie jest sprawą wątpliwą zważywszy na jego wiek, w 1861. miał przecież dopiero 12 lat, niemniej tego typu działalność w warunkach szkolnych nie mogła stanowić ścisłej tajemnicy, a dla z natury ciekawych, nawet niewtajemniczonych dorastających chłopców „spiskowanie” starszych kolegów musiało stanowić nieodparcie silny magnes. Mając na uwadze wynik powstania styczniowego, które z uwagi na dysproporcje sił było już w chwili wybuchu skazane na klęskę, jego wiek na szczęście nie pozwolił mu na udział w kolejnej krwawej jatce inteligencji polskiej.

Jedną z reperkusji powstania w Królestwie było w zaborze pruskim zamknięcie gimnazjów polskich. Pisze o tym dr Stanisław Karwowski w swojej „Historii Wielkiego Księstwa Poznańskiego; 1852 – 1863”:

„Zamknięcie gimnazyum w Trzemesznie.

Reskrypt hr. Lippego.

Wielka klęską dla polskości było zamknięcie gimnazyum trzemeszeńskiego z powodu wypadków w r. 1863. Rząd skorzystał z miesięcznego sprawozdania dyrektora dr. Józefa Szóstakowskiego, który doniósł rejencji, że kilkunastu uczniów przeszło do powstańców w Królestwie, więcej niż dwudziestu oddaliło się pod rozmaitymi pozorami i że usposobienie umysłów tak w szkole, jako i w mieście i okolicy nie jest normalne, by pozbyć się zakładu, który był wprawdzie pod każdym względem kwitnący, bo i uczniów liczył blisko 600 i naukowymi wynikami się odznaczał, ale skład i cechę miał czysto polską, młodzież niemal wyłącznie polską i nauczycieli prawie wszystkich Polaków.

Uczniowie trzemeszeńscy pomieścili się, gdzie mogli, po rozmaitych szkołach, nauczycieli przeniesiono kilku do Ostrowa, większa część do Poznania, gdzie głównie za staraniem radców szkolnych Brettnera i dr. Witolda Milewskiego otrzymali posady przy gimnazyum ś. Maryi Magdaleny. Do przesiedlonych należeli sam dyrektor Szóstakowski i profesorowie Antoni Jerzykowski, Ludwik Jakowicki, Sikorski, Józef Moliński, Łukowski, Krzesiński, Kłosowski, Karol Szamański i inni.

W kwietniu 1864 r. ukazał się też reskrypt ministra sprawiedliwości hr. Lippego, odsądzający młodych Polaków od prawa urzędowania w granicach W. Księstwa Poznańskiego i Prus Zachodnich. Nastąpił z tego powodu brak sędziów Polaków, tak, że np. w r. 1866 sądy powiatowe w Wągrowcu, Trzemesznie, Śremie i Środzie nie miały ani jednego sędziego Polaka.”

Siłą rzeczy musiał Kazimierz opuścić Trzemeszno i przenieść się do gimnazjum w Gnieźnie. Ukończył je egzaminem maturalnym w 1868. roku.

Wspomina o tym tenże sam autor w swojej książce „Gniezno” wydanej w 1892. „Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego” wymieniając, jako absolwenta roku 1868.:

                          „KAZIMIERZA VON DER OSTEN – SACKEN”.

W opisie życia ojca Kazimierza wspomniano, że Longin Franciszek w kwestiach rodzinnych kierował się zasadami patriarchalnymi sprawując w niej rządy autokratyczne. To on wyznaczał synom zawody i uczelnie, które byli zobowiązani ukończyć; nie sądzę, aby w ogóle uzgadniał z nimi ich rzeczywiste zainteresowania czy upragnione kierunki studiów. Z pewnością w oparciu o takie reguły Kazimierz został zawodowym wojskowym II. Rzeszy Niemieckiej. Niestety, nie wiadomo gdzie i kiedy ukończył szkołę oficerską, ani jaki był przebieg jego służby. Przypuszczalnie w archiwach Republiki Federalnej Niemiec dane te są dostępne. Można jedynie przypuszczać, że będąc po maturze elewem szkoły oficerskiej nie wziął udziału w wojnie prusko - francuskiej zakończonej imponującym zwycięstwem pod Sedanem. Jedyne, co można stwierdzić, to fakt jego stacjonowania od 1892. roku w Hannoverze gdzie datował swoją „Historię rodziny”. Z literatury historycznej wiadomo, że status społeczny oficera był zarówno w Królestwie Prus, jak i później w Cesarstwie Niemieckim nieproporcjonalnie wysoki w stosunku do rzeczywistej roli odgrywanej w państwie; wystarczy przypomnieć historię kapitana z Koepenick. St. Salmonowicz w swej książce „Prusy – Dzieje Państwa i Społeczeństwa” pisze na te temat w następujących słowach:

„Państwo pruskie składa się nie z obywateli, lecz z żołnierzy, armia ma takie znaczenie, jakie w liberalnych państwach społeczeństwo. Sztab generalny tutaj to tam parlament. Dla społecznego prestiżu ważne jest stanowisko w wojsku, a nie w społeczeństwie.”

„Pruski militaryzm był nierozerwalnie związany z rolą polityczną i społeczną pruskiego junkra. Rządząca krajem początkowo ekskluzywnie, później w sojuszu z burżuazją reprezentującą wielki kapitał, klasa junkrów opierała swe polityczne znaczenie na roli w administracji państwa i w korpusie oficerskim.”

„Dalszy ilościowy rozwój armii nakazał otworzenie jej bram dla oficerów pochodzenia burżuazyjnego, i to zarówno w służbie zawodowej, jak i przez utworzenie korpusu oficerów rezerwy. I wówczas nastąpiły bardzo znamienne i istotne dla dziejów militaryzmu pruskiego zjawiska, a mianowicie utrzymując przewagę i wyższą rangę społeczną oficera-junkra, pruska kasta wojskowa dopuściła szeroko do swego składu oficerów pochodzenia burżuazyjnego, pod warunkiem, nie dającym się ominąć, przyjęcia standardów, przesądów, hierarchii wartości i postaw życiowych dotychczasowej kadry oficerskiej o nadal feudalnym sposobie myślenia. Narzucenie tego rodzaju wymogów oficerom także rezerwy, stworzenie instytucji z prestiżu, jaki osiągał nawet oficer rezerwy w życiu cywilnym epoki Bismarcka i Wilhelma II – było największym psychologicznym zwycięstwem pruskiego militaryzmu w drugiej połowie XIX w. Zapewniło ono nie tylko dalsze kierowanie korpusem oficerskim wedle wypróbowanych wzorów konserwatywnych, lecz także umocnienie jego wpływów i prestiżu w całym społeczeństwie. Kasta oficerska „pozostała do końca monarchii wcieleniem pruskiego stylu życia”, a wspólnota korpusu oficerskiego pozostawała zamkniętą wyspą w społeczeństwie. Nawet oficer rezerwy „nigdy juz całkowicie nie wracał do życia cywilnego.””

„Przez niemieckie życie towarzyskie i społeczne końca XIX w. kroczył pruski podporucznik gwardii wedle znanego określenia jak młody bóg; burżuazyjnemu podporucznikowi rezerwy przypadała w tej sytuacji przynajmniej rola półboga. W swoim środowisku był on jednak na wysokim piedestale i korzystał z wszelkich blasków prestiżu, jakie były udziałem kasty wojskowej.”

 Garnizony armii stacjonowały we wszystkich prawie granicznych względnie ważnych z punktu widzenia strategicznego ośrodkach miejskich cesarstwa, a śladami ich obecności – z upływem czasu zanikającymi - są pozostałości koszar poszczególnych rodzajów broni. Nie będzie błędem stwierdzenie, że zawodowe życie Kazimierza upływało w podobnych murach oraz na poligonach i placach ćwiczeń. Nie wiadomo jednak nawet, w jakim rodzaju broni służył, ale znając pruską politykę narodowościową można przyjąć, że była to piechota, w której siłą rzeczy ginął w tłumie rdzennych Niemców.

Niewątpliwie miał inklinacje literackie był, bowiem chyba udanym, jako że wydawanym, tłumaczem historycznej literatury polskiej na język niemiecki. Dr. Stanisław Karwowski w tomie I swego dwutomowego opracowania pt. „HISTORIA WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO; lata 1815 – 1852” podaje, że wspomnienia Józefa Goetzendorf – Grabowskiego herbu Zbiświcz, syna Adama starosty lipieńskiego, szambelana i generała majora wojsk koronnych z Ludwiki z Turnów, urodzonego w 1791. roku, adiutanta generała Sokolnickiego, a pod koniec kampanii 1812. r. powołanego do sztabu głównego cesarza Napoleona, wydane w 1905. r. w Warszawie przez Wacława Gąsiorowskiego, przetłumaczył na niemiecki major Kazimierz von der Osten Sacken. Zostały one wydane w Berlinie w 1910. roku. Dla porządku należy powiedzieć, że Józef Grabowski, o którym wyżej mowa był jedynie imiennikiem Józefa wymienianego w naszej historii rodzinnej, syna Doroty i Stanisława Goetzendorf-Grabowskich. Dalej: w książce autorstwa D. Chłapowskiego pt. „Chłapowscy. Kronika rodzinna” wydanej w Warszawie w 1998., na stronie 60. autor podaje, że pamiętniki Generała Barona Dezyderego Chłapowskiego o tytule:

„Als Ordonnanzoffizier Napoleons in den Kriegen 1806 bis 1813 Erinnerungen von

General Baron Dezydery Chłapowski.“

przetłumaczył na niemiecki Kazimierz von der Osten – Sacken, major w czynnej służbie w 1910. roku. Książka wydana została w Berlinie przez Karl’a Siegismund’a.

Obydwie te pozycje znajdują się w zasobach obecnej Biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku, która powstała na bazie dawnej Biblioteki Senatu Gdańskiego. Niewykluczone, że jego działalność translatorska była obszerniejsza, ale potwierdzenie tego przypuszczenia można by znaleźć wyłącznie w katalogach bibliotek niemieckich.

Z jego „Kroniki” wiadomo, że 11.10.1884. ożenił się – przypuszczalnie w Hanowerze - z Martą Fryderyką Augustą Poten, urodzoną 06.05.1864. w Mohrungen [Morągu]. Kazimierz miał wówczas 35 lat, zaś Marta 20. Oboje, więc byli w kwiecie wieku, a jednak dzieci z tego małżeństwa się nie narodziły. Nic bliższego o Marcie nie wiadomo, tak zresztą jak i o samym Kazimierzu wszystkie wiadomości są jedynie wycinkowe, lub opierają się na domysłach. Przyczynę upatruję w oddaleniu od rodziny pozostałej w kraju i oderwaniu od spraw codziennych, którymi ona żyła.

Znamienne jest, że w 1910., a więc po około 40. latach spędzonych w armii Kazimierz był tylko majorem. Może to świadczyć, albo o jego miernych kwalifikacjach, jako wojskowego, albo może też być dowodem na wstrzymywanie awansów dla obcego narodowościowo oficera. Niewątpliwie pomocne w jego karierze było noszone nazwisko, przeszkodą jednak – wobec obowiązującego w korpusie oficerskim protestantyzmu – wyznanie katolickie, a choćby z rodzinnej historii wiadomo, że w sprawach wiary trącał dewocją. Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek poznali prawdę w tej materii. Niewiadomym jest również jego udział w I. wojnie światowej; w chwili jej wybuchu zbliżał się do wieku 65., który wówczas, jak wiemy to z życiorysu jego brata Stanisława, uchodził za podeszły, ale wobec mobilizacji przez Rzeszę wszystkich sił militarnych, mógł ewentualnie służyć jeszcze na tyłach szkoląc rekrutów w ośrodku zapasowym swej jednostki. Wiadomo jedynie, że z chwilą przejścia na emeryturę mianowany został na stopień podpułkownika.

Fakt, że mimo odzyskania przez Polskę niepodległości pozostał do końca życia w Hanowerze świadczyć może (lecz oczywiście nie musi) o wzrośnięciu w środowisko niemieckie swoje i swej żony.

Zmarł 11.10.1921. roku w Hannoverze i tam przypuszczalnie został pochowany. Wiemy o tym z nekrologu, który ukazał się w  „DZIENNIKU POZNAŃSKIM” nr. 222 w środę 19. października 1921. roku , o następującej treści:

    „Dnia 11 b.m. rozstał się z tym światem w Hanowerze                       nasz najdroższy brat, szwagier, stryj i wuj ś.p.

Kazimierz Osten – Sacken

b. podpułkownik wojsk niemieckich

o czem donosi

w ciężkim smutku pogrążona

                                                          Rodzina

Nabożeństwo żałobne odbędzie się w dniu 3.XI o

godz. 9 w kościele św. Marcina”

Losów wdowy po Kazimierzu nie znamy; nie utrzymywała ona prawdopodobnie żadnych kontaktów z polską gałęzią rodziny, a w każdym bądź razie w dostępnych, lecz niestety nielicznych dokumentach rodzinnych, nie ma po nich śladu. W kwestii aktu małżeństwa Kazimierza i Marty oraz aktów ich zgonu niezbędne jest przeprowadzenie kwerendy w Urzędzie Stanu Cywilnego [Standes- amt] w Hannoverze.

LUCJAN TADEUSZ LONGIN                                                                       KOD: IX.4.

é 13.12.1857. -  30.03.1920.

Lucjan Tadeusz był najmłodszym synem Longina Franciszka i Malwiny z Trelewskich. Był moim dziadkiem, którego nigdy nie poznałem, tak samo zresztą jak wszyscy jego wnukowie. Urodził się w Gnieźnie w dniu 13.12.1857., a jego metryka znajduje się w ARCHIWUM ARCHIDIECEZ-JALNYM w Gnieźnie w zespole 59. sygn. 17., natomiast cytowany niżej tekst - różniący się nieistotnymi szczegółami (numer porządkowy wpisu) - pochodzi z duplikatu sporządzonego przez parafię dla władz cywilnych i znajduje się w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu w tomie:

                              „Zespół                    :  Gniezno – parafia św. Trójcy

                              Sygnatura                :  Mikrofilm 0-5639 – 0-5670

                                                                          Akta urodzeń 1857

„Numerus                                              :  113

[Pozycja]

Annus et mensis nativitatis                    :  1857 Decembris

[Rok i miesiąc narodzin]                           :  Grudzień 1857

Dies nativitatis                                       :  13

[Dzień narodzin]

Locus nativitatis                                    :  Gnesna

[Miejsce narodzin]  :                                Gniezno

Annus et mensis Babtismi infantis         :  1857 Decembris

[Rok i miesiąc chrztu dziecka]                  :  Grudzień 1857

Dies babtismi infantis                            :  31

[Dzień chrztu dziecka]

Nomen                                                    :  Lucianus

[Imię]                                                      :  Lucjan

Nomen et cognomen Sacerdotis Bab-

tismum Administrantis                           :  Lniski

[Imię i nazwisko księdza dopełniają-

 cego ceremonii chrztu]

Nomen et cognomen:

[Imię i nazwisko]   

                              Patris                       :  Longinus de Osten

                              [Ojca]

                              Matris                       :  Malwina de Trelewska

                              [Matki]

Religio patris et matris                           :  Cathol.

[Wyznanie ojca i matki]                           :  katolicy

Conditio et professio patris                   :  Judex Judicii Gnesna

[Stan i zawód ojca] :                                Sędzia sądu w Gnieźnie

Nomen et cognomen Patrinorum          :  Apolinary de Trelewski Assessor Judicii

[Imiona i nazwiska rodziców                       Magdalena de Potrykowska”

chrzestnych]

                                                               Dzieciństwo Lucjana upływało z pewnością utartym trybem i w odpowiednim wieku zaczął w Gnieźnie uczęszczać do szkoły. Faktu śmierci matki w marcu 1859. roku kiedy miał niespełna 1,5 roku przypuszczalnie nawet w późniejszych latach nie pamiętał, w każdym bądź razie dalsze jego wychowanie i dorastanie odbywało się pod opieka ciotek, o których z olbrzymią wdzięcznością pisze jego najstarszy brat Kazimierz, który to ustęp należy w tym miejscu zacytować:

„ Zostaliśmy rodzeństwo jako drobna dziatwa, ale ciężkiej tej straty nie tak bardzo jak inne dzieci uczuliśmy. Bo obydwie ciotki nasze tak serdeczną miłością i troskliwością prawdziwie macierzyńską nas otoczyły, że lepiej by i najczulsza matka nie potrafiła. Najprzód zajmowała się nami Ciocia Frandzia, potem po śmierci Babulki – Florentyna, która z najtroskliwszą opieką z zupełnem zaparciem się siebie i poświęceniem nas wszystkich wychowała.

Obie ciotki były kobiety święte poświęceniem i najserdeczniejszem przywiązaniem, tak, że póki życia pamięć ich serdeczną miłością, czcią i wdzięcznością otaczać winniśmy.”

Koligacje rodzinne z roztaczającymi opiekę nad osieroconymi dziećmi „babulką” i ciotkami, zostały szczegółowo wyjaśnione w opisie życia Longina Franciszka; tutaj wystarczy powiedzieć, że „babulka”, to Józefa Trelewska z Frezerów, czyli babka po kądzieli, zaś Franciszka i Florentyna, to siostry zmarłej Malwiny.

Nie wiadomo, jaki wpływ na wychowanie Lucjana miał krótkotrwały związek jego ojca z Emilią z Jachimowiczów, ale można mniemać, że w opisywanej przez Kazimierza sytuacji, niewielki.

Mając 13. lat przystąpił do pierwszej komunii. Mimo dwóch wojen światowych, niezliczonej ilości przeprowadzek oraz upływu od tego dnia 150. lat, przedziwnym zbiegiem okoliczności zachowała się w mocno przetrzebionych dokumentach rodzinnych pamiątka jego 1. komunii, którą jako rzadkość warto chyba zaprezentować, dlatego została dołączona do jego akt osobistych pod numerem 4.

Z dokumentów archiwalnych Uniwersytetu Wrocławskiego wynika, że maturę zdał w Gnieźnie, choć co dziwne nie wymienia go, jako absolwenta w swej pracy „Gniezno” Stanisław Karwowski, przy czym nie można tego uznać za pomyłkę, bowiem wymienia jego obu starszych braci. Nie figuruje również w wykazie absolwentów Liceum Św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Należy to z pewnością zbadać, gdyż istnieje możliwość, że maturę zdał we Wrocławiu, rezygnując w Gnieźnie z ostatniej klasy, jak to w owym czasie często robili jego rówieśnicy.  Ze studenckiego okresu jego życia nie zachowały się również żadne wiadomości. Natomiast z jego wieku w dniu immatrykulacji (03.11.1884.), a miał wówczas prawie 27 lat, można jedynie domniemywać, że w okresie pomiędzy maturą nawet, jeżeli nauka w szkole średniej była przedłużona o powtarzane klasy, a rozpoczęciem studiów wyższych, przypuszczalnie praktykował w wybranym przez ojca zawodzie, a w każdym razie pracował zarobkowo. Należy, bowiem uznać za pewnik, że w jego domu rodzinnym nie było miejsca dla próżniaków. Z dokumentacji uniwersyteckiej, w której mowa o szczególnym trybie immatrykulacji, można również wnioskować, że studia odbył eksternistycznie, a w każdym razie w tempie przyspieszonym, co by pośrednio poświadczało wiedzę farmaceutyczną Lucjana nabytą w drodze praktyki.

Niewątpliwie w okresie nauki szkolnej, poprzedzającej studia, w ramach „pracy organicznej”, pobierał lekcje nie tylko z języka i literatury polskiej, ale dość gruntownie - na poziomie ówczesnego wiedzy – musiał również zapoznać się z historią ojczystą. Świadczy o tym jego zaangażowanie się w działalność Towarzystwa Literacko - Słowiańskiego we Wrocławiu, o czym pośrednio dowiedzieć się można z książki autorstwa E. Achramowicza i T. Żabskiego pt. „Towarzystwo Literacko - Słowiańskie we Wrocławiu 1836 – 1886”, z której istotne wypisy należy przytoczyć:

str. 339

„Jako ostatni etap działalności TLS wyróżnić można okres od początku roku 1880 do rozwiązania wszystkich polskich towarzystw akademickich w państwie pruskim w lipcu 1886.”

 

str. 349

„Pojawienie się sporej (siedmioosobowej) grupki farmaceutów łatwo wyjaśnić w związku z rozwojem tego kierunku studiów na wszechnicy wrocławskiej.”

str. 352

„Po długim dość okresie małej liczebności TLS z początkiem roku 1885 ilość członków gwałtownie wzrosła (z 19 aż do 48), w semestrze letnim 1885 osiągnęła zaś stan najwyższy prawie w historii organizacji (51 członków).”

str. 367

W „„Dzienniku Poznańskim”” z 6 lipca (nr. 150)[1886. roku] czytamy:

„„Dnia 3 bm o godzinie 7 wieczorem zostały rozwiązane wszystkie towarzystwa akademickie polskie we Wrocławiu, jako to: Czytelnia, Towarzystwo Literacko – Słowiańskie, Towarzystwo Medyczne, Kółko Towarzyskie, Kółko Filozoficzne, Towarzystwo Hozjusza i Towarzystwo Górnoszląskie. Równocześnie zabroniono wstępować do towarzystw polskich stojących poza obrębem Uniwersytetu i zakładać nowe pod karą relegacji. Tak więc i w Wrocławiu mimo opozycji rektora i senatu akademickiego wszystkie towarzystwa akademickie rozwiązano. Z tych Towarzystwo Literacko – Słowiańskie trwało przeszło 50 lat, a nigdy nie zasłużyło na jaką bądź naganę ze strony Uniwersytetu.”

str. 447

„Spis członków Towarzystwa Literacko – Słowiańskiego” - w pozycji 890 figuruje:

                                     „Osten Łucjan 1885 – 1886”

Trudno dzisiaj wyrokować o poziomie ówczesnych opracowań literackich, nie znając ich treści ani formy. Nie musiały być wysokich lotów, bowiem z całego okresu działalności Towarzystwa nie dotarły do nas żadne utwory. Oczywiście nie poziom był w nich istotny, najważniejszym był udział w zebraniach wyłącznie Polaków z jedynym swobodnie używanym językiem – polskim.

W tym miejscu wypada omówić zarys zasad „pracy organicznej”, pojęcia nagminnie używanego przy omawianiu okresu zaboru pruskiego, lecz niezmiernie rzadko definiowanego z uwagi na jego wszechogarniający charakter. Profesor W. Jakóbczyk w II tomie swej pracy pt. „STUDIA NAD DZIEJAMI WIELKOPOLSKI W XIX w.” pisze na ten temat, następująco:

„Na początku omawianego okresu [mowa o latach 1850-1890] publicyści w Poznańskiem używali terminu „prace organiczne” na oznaczenie szerokiego zakresu nie tylko ekonomicznej, lecz także i kulturalnej działalności organizacyjnej bądź zbiorowo zorganizowanej. Zawierało się w tym terminie nie samo hasło: „bogaćcie się”, ale również: „pracujcie i oświecajcie się”. Więcej: brońcie się w sposób zorganizowany przed zaborcą. Już bowiem w okresie Związku Północnoniemieckiego poznański naczelny prezes von Horn podjął za przykładem Flottwella akcję germanizacji prowincji. Poznano się wtedy dobrze na tendencjach rozwojowych pruskiej polityki, tak administracyjnej, jak ludnościowej i ekonomicznej i wezwano społeczeństwo do wytworzenia „wielkiego warsztatu moralno-narodowego, który by funkcjonując trwale, zastępował ubytek ludzi [...], szerzył oświatę narodową, podnosił wreszcie i pomnażał dobrobyt narodowy”. Właśnie „prace organiczne” i instytucje narodowe miały być „dźwignią utrzymania ubezpieczenia naszego żywiołu narodowego”.

i dalej:

„A ten nieszczęśliwy naród, usilnie eksploatowany przez pruski fiskus, płacący również na kolonizację i zwrócone przeciw sobie szkolnictwo, musiał sie zdobyć także na własne, rozliczane „narodowe podatki”. Nadmiar koniecznych ofiar na cele „narodowe” powodował, że wszystkie te instytucje czy związki chronicznie finansowo niedomagały. Na zbyt małą liczbę ludzi zamożnych i ofiarnych przypadała zbyt wielka liczba biednego chłopstwa, proletariatu rolnego i drobnomieszczaństwa. Gdy dodamy do tego ciągły, na każdym  kroku odczuwany ucisk narodowy, wtedy nie zdziwi nas, że „katechizm obowiązków narodowych”, czy też „kodeks patriotyzmu”, miał dość szeroki zakres i wyglądał -   pozornie – prozaicznie:

„A ciężko grzeszy przeciw swemu narodowi, kto, czy pan czy chłop, sprzedaje ziemię obcym, aby powoli zmarniała jego rodzina, ciężko grzeszy, kto pije, czy wino czy wódkę, gra w karty, trwoni majątek, żyje nad możność, bankrutuje; ciężko grzeszy, kto nie pracuje, lecz próżnuje, kto nie stara sie o wykształcenie dzieci i swoje, bądź to w naukach, bądź w gospodarstwie, bądź w rzemiośle lub czymkolwiek bądź [...], kto nie zna i nie pielęgnuje dziejów polskich, dzieł pisarzy polskich, języka polskiego, obyczajów i zwyczajów polskich, kto nie chodzi w szatach kroju polskiego [...], kto braci swych niżej stojących wykształceniem lub mieniem nie kocha całym sercem, nie poświęca im znaczną część swego większego wykształcenia, swego większego mienia [...], kto tylko dba o siebie, a nie o naród cały, jego honor, jego sławę, jego dobre imię i szczęście jego ...” [artykuł z 1876.]

Należy mniemać, że nawyk samo dokształcania i utrwalania polskości był w tej młodzieży wręcz zaprogramowany przez wychowanie domowe i nie wymagał stałego dozoru i zachęt osób starszych. Trzeba również pamiętać, że stanowili oni już drugie pokolenie wychowane i dorastające w niewoli i należy sądzić, że przymus patriotycznych zwyczajów mieli we krwi.

Lucjan zakończył studia w dniu 01.03. 1886, roku i niewątpliwie powrócił do Gniezna. Nie mamy o tym okresie jego życia wiadomości należy jednak sądzić, że mając przyrzeczenie ojca o finansowej pomocy w zakupie apteki, rozglądał się za wyborem właściwego obiektu. Jednocześnie biorąc pod uwagę ówczesne rozmiary Gniezna i ilość jego mieszkańców, można być pewnym, że dokonał już wówczas wyboru przyszłej żony i jedynie czekał na samodzielność finansową, aby móc się ożenić. Wybranką była Jadwiga Kugler, córka Klemensa i Florentyny z Ostoja-Alkiewiczów, właścicieli apteki położonej w najbardziej reprezentacyjnym miejscu Gniezna, bowiem na rogu Rynku i ulicy Farnej. Rodzina Kuglerów należała do grona mieszczan gnieźnieńskich, od co najmniej połowy XVIII. wieku; prowadzoną przez Klemensa Kuglera aptekę nabył jego dziad od Kapituły w 1781. roku. Partia była, więc wręcz wymarzona, łącząc profesjonalizm teścia z uczuciem Lucjana, nie wspominając o posagu, który niewątpliwie była znaczny w skali Gniezna. Moja babcia Jadwiga urodziła się, więc w Gnieźnie, a jej akt urodzenia przechowywany w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Gnieźnie przedstawia się następująco:

                                       Zespół                      : 59.,Gniezno – Fara

Sygnatura                : 17 

Księga                      : Liber Baptisatorum

                                         1854 – 1874

Karta                        : 350

       „No                                                          : 140

[Pozycja]

Annus et Mensis Nativitatis                   : 1869 Octobris

[Rok i miesiąc urodzenia]                         :  Październik 1869

Dies                                                        : 14

[Dzień]

Puellae legitimi                                      : 55 [kolejny numer legalnie urodzonej dziewczynki]

Locus Nativitatis                                    : Gnesnae, Ul. Tumska

[Miejsce urodzenia]

Annus et Mensis Babtismi                      : 1869 Novemb.

[Rok i miesiąc chrztu]                             

Dies                                                        : 14

Nomen Infantis                                      : Hedvigis

[Imię dziecka]                                          : Jadwiga

Nomen et Cognomen Sacerdatio bap-

tismum andministrantis                         : X. Trawicki

[Nazwisko i imię księdza udzielające-

go chrztu]

 

Nomen et Cognomen

[Nazwiska i imiona]

                                 Patris                    : Clemens Kugler

                                 [Ojca]

                                 Matris                    : Florentina Alkiewicz

                                 [Matki]

Religio

                                 Patris                    : Cath.

                                 Matris                    : Cath.

Conditio et professio Patris                   : apothecarius

[Stan i zawód ojca]                                  : aptekarz

Nomen et Cognomen Patrinorum         : Joannes Kugler

[Nazwiska i imiona rodziców chrzest.]   Margaritha Alkiewicz 

Oryginał aktu różni się z niewiadomych powodów od duplikatu (także w aktach osobistych Lucjana i Jadwigi) sporządzonego dla władz świeckich, osobami rodziców chrzestnych, ale nie ma to w chwili obecnej żadnego znaczenia.

Można przypuszczać na granicy pewności, że dzieciństwo i młodość Jadwigi upłynęły w Gnieźnie i nie różniły się niczym od sposobu wychowania innych panienek z bliźniaczych domów, kładąc akcent w ich wykształceniu na przygotowaniu do samodzielnego prowadzenia i zarządzania własnym ogniskiem domowym.

Starania Lucjana zostały uwieńczone powodzeniem i dnia 07. września 1887. roku, nabył on aptekę położoną w Witkowie od Bronisława Sikorskiego i jego żony Teofili z domu Latanowicz. Akt tego zakupu, spisany przez notariusza gnieźnieńskiego Mieczysława Kruathofera ocalał i został dołączony do akt osobistych Lucjana.

„Dziennik Poznański” w środę, 30. listopada 1887. roku zamieścił następujące ogłoszenie:

             „ – Aptekarz p. Lucyan Osten – Sacken, który nabył aptekę w Witkowie

                     otrzymał od rejencyj pozwolenie na dalsze prowadzenie apteki.

Tym samym zanikły ostatnie formalne przeszkody w zawarciu małżeństwa z Jadwigą. Ślub odbył się oczywiście w Gnieźnie, cywilny w dniu 09.02.1888. z którego akt ma następującą postać:

Pozycja:  Nr  23

Gniezno dnia 09 lutego 1888 roku.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem Stanu Cywilnego stawili się dzisiaj w celu zawarcia małżeństwa:

1. Aptekarz Pan Lucjan von der Osten - Sacken, osobiście mnie znany, wyznania katolickiego, urodzony 13 grudnia 1857 roku w Gnieźnie, powiat Gniezno, zamieszkały w Witkowie, syn radcy sądowego Longina von der Osten - Sacken z Gniezna i jego zmarłej żony Malwiny z do­mu Trelewskiej.

2..  Panna Jadwiga Kugler, osobiście mnie znana, wyznania katolickiego, urodzona dnia 14 października 1869 roku w Gnieźnie, zamieszkała w Gnieźnie, córka aptekarza Klemensa i Florentyny z domu von Alkiewicz - Kugler jego żony zamieszkałej w Gnieźnie.

Jako świadkowie stawili się i byli obecni:

 3. Radca sądowy Pan Longin von der Osten - Sacken, osobiście mnie znany, w wieku 71 lat, zamieszkały w Gnieźnie.

4.  Pan burmistrz Franciszek Machatius, osobiście mnie znany w wieku55 lat, zamieszkały w Gnieźnie.

Urzędnik stanu cywilnego w obecności świadków zadał osobno każ­demu z narzeczonych pytanie czy zamierza dobrowolnie wstąpić w związek małżeński. Gdy narzeczeni odpowiedzieli na to pytanie twierdząco, wów­czas urzędnik stanu cywilnego orzekł, iż na mocy obowiązującego prawa stanowią odtąd prawomocnie skojarzony związek małżeński.

Po przeczytaniu zatwierdzili i podpisali:

(-) Lucjan von der Osten - Sacken

(-) Jadwiga von der Osten - Sacken urodzona  Kugler

(-) Longin von der Osten - Sacken

(-) Franciszek Machatius

        URZĘDNIK STANU CYWILNEGO

(-) I.W. Heitner

W mojej obecności jako uwierzytelniającego urzędnika zostało poświad­czone w Gnieźnie dnia 09 lutego 1888 roku

 URZĘDNIK STANU CYWILNEGO

         (-) I.V.E. Wollenberg”

i przechowywany jest w Archiwum Państwowym w Poznaniu w tomie USC Gnieznomiasto oraz kościelny przechowywany w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Gnieźnie, sygn. 59-21d., w kościele farnym w dniu 12.02.1888. roku, który ma z kolei treść:

„Numerus                                     : 16

[Kolejna pozycja]

Dies et mensis copulatorum          : 12 Februarius 1888

[Dzień i miesiąc ślubu]                     : 12 luty 1888.

Nomen sacerdotis benedicentis

matrimonium                                : X. Sołtysiński

[Dane księdza udzielajacego

 ślubu]

Nomen et Cognomen

Copulatorum                                 : Lucianus von der Osten – Sacken

[Imiona i nazwiska ślubujących]        apothecarius ex Witkowo et Hedvigis

                                                       Kugler virgo – apothecarii filia Gnesnae

                                                       copulati sunt in ecclesia SSS Trinitas

Aetas  -            sponsi                    : 30

[Wiek]            [pana młodego]

                       sponsae                  : 18

                       [panny młodej]

Religio             sponsi                    : Cath.

                        sponsae                 : Cath.

Nomen et Cognomen Parentum

 [Imiona i nazwiska

  rodziców zaślubionych]           

                        sponsi                    : Longinus radzca sądu + Malwina de gente de Trelewska

                        [pana młodego]

                        sponsae                 : Clemens apothecarius

                        [panny młodej]       Florentina de gente Alkiewicz

Nomen, Cognomen ars et condi-

tio vitae adstantium testum          : Casimirus v. der Osten – Sacken capitanus artileriae et

[Imiona, nazwiska, zawód                 Stanislaus v. der Osten – Sacken król. budowniczy

i pozycja społeczna świadków] 

Warto zwrócić uwagę na osobę świadka ślubu cywilnego, Franciszka Machatiusa, który w owym czasie pełnił w Gnieźnie obowiązki burmistrza, a więc można go uznać za najważniejszą osobę miejską uczestniczącą w uroczystości na zasadzie współczesnego nam VIP-a. Godny uwagi jest równie wiek panny młodej, która w dniu ślubu niewiele przekroczyła 18. rok życia.

O uroczystości nie omieszkał poinformować w rubryce: „WIADOMOŚCI MIEJSCOWE I POTOCZNE”, „Dziennik Poznański” w środę, dnia 15 lutego 1888., następującym komunikatem:

„- Ślub. W dniu 12 t.m. pobłogosławiony został związek małżeński pomiędzy p.  L u c y a n e m    O s t e n e m, aptekarzem z Witkowa, synem p. radcy Ostena z Gniezna, a panną  J a d  w i g ą  K u g l e r, córką p. Klemensa Kuglera, aptekarza z Gniezna. Aktu ślubnego dokonał w kościele św. Trójcy proboszcz miejscowy ks. Sołtysinski.”

Wraz z końcem uroczystości weselnych skończył się też czas „beztroskiej młodości” i młoda para wkroczyła na drogę szarej codzienności, upływającej w stosunkowo małym i skromnym domku, w którym równocześnie mieściła się i apteka i witkowska rzeczywistość.

Wiemy, że spędzili tam trzynaście lat, w trakcie których urodziło im się czworo dzieci, a to według starszeństwa: Kazimierz Wojciech, Maria Wacława, Lucjan Wiktor i Stanisław Klemens. Ostatni, Antoni Marian - mój ojciec, urodził się już w Poznaniu, po przenosinach rodziny do tego miasta.

Historia Witkowa i jego okolic jest wyjątkowo słabo opracowana w okresie 1888 – 1900. w aspekcie „pracy organicznej”, toteż możemy jedynie przypuszczać, że Lucjan współdziałał w tworzeniu bibliotek Towarzystwa Czytelni Ludowych, a na pewno zajmował się również „tężyzną fizyczną” młodzieży, bowiem w Poznaniu wszedł do zarządu organizacji „Sokoła”, o czym dalej będzie jeszcze mowa, zaś w Witkowie założył jego koło, czy jak wówczas mówiono – gniazdo.  Lecz przypuszczalnie najważniejszą jego inicjatywą – oprócz oczywiście prowadzenia apteki - było współtworzenie Banku Ludowego w ramach działalności księży Szamarzewskiego i Wawrzyniaka, o czym wiadomo jednak głównie z pośmiertnych wspomnień oraz listu Andrzeja Osten-Sacken (KOD: XI.) do naszego kuzyna – z tego samego pokolenia - Stanisława (list w aktach osobistych). Wspomina o tym również mimochodem Stanisław Karwowski w swej „HISTORII WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO” (tom III, str. 129/130) przy okazji omawiania organizacji „Sokoła”, ale nie podaje rzecz jasna żadnych szczegółów. Próby zdobycie bliższych wiadomości na ten temat w literaturze przedmiotu nie powiodły się, za wyjątkiem ogólnej wiadomości o utworzenia w 1888. roku spółki pożyczkowej w oparciu o wiadomości zawarte w książce Władysława Tomaszewskiego pt. „PÓŁ WIEKU POLSKICH SPÓŁEK ZAROBKOWYCH I GOSPODARCZYCH W W. KS. POZNAŃSKIEM, PRUSACH ZACHODNICH I NA GÓRNYM ŚLĄSKU”; wyd. własne autora, Poznań 1912., w której zawarte są – na stronie 94 - następujące informacje:

„Liczba Spółek w r. 1888 wynosiła 77 a zatem była tylko o 4 wyższa niż w roku poprzednim.

Wszystkie Spółki były pożyczkowymi. W roku 1888 powstały Spółki w Brodowie, Witkowie i w Zaniemyślu oraz Kasa Wzajemnej Pomocy w Poznaniu.”

Z tego samego źródła wiadomo, że Spółka Pożyczkowa z Witkowa w 1889, roku wstąpiła do Komitetu Związku Spółek Zarobkowych i że z czasem przekształciła się w Bank Ludowy w Witkowie; w 1911. liczyła 906. członków. Rzecz jasna, udział Lucjana w jej organizacji i piecza w okresie początkowym nad jej rozruchem odbywały się społecznie, bez pobierania jakiegokolwiek wynagrodzenia. Była to jednak szkoła bankowości prowadzona na „żywym organizmie”, w której każda pomyłka względnie błędna decyzja miała określone skutki finansowe dla całokształtu działalności. Fakt, że przetrwała najlepiej świadczy o umiejętnym jej prowadzeniu. Nie wydaje się możliwe, aby Lucjan nie praktykował uprzednio w tego rodzaju przedsięwzięciach. Innym aspektem tej sprawy jest fakt osadzenia Lucjana wśród społeczności polskiej Witkowa, która obdarzyła go zaufaniem niezbędnym do powierzenia nowo tworzonej organizacji swoich – nawet niewielkich pieniędzy. W małych miejscowościach, w których wszyscy wszystkich znają jest to bardzo trudne i nasuwa przypuszczenie o uprzednich kontaktach Lucjana z Witkowem.

Należy również sądzić, że Lucjan mimo licznych zajęć, śledził pilnie wydarzenia poznańskie planując prawdopodobnie przeniesienie się – prędzej czy później - do stolicy Księstwa, szczególnie po śmierci swego ojca, która nastąpiła jak wiadomo w czerwcu 1891.

Narazie jednak, aby nie być posądzonym o spekulacyjny handel apteką i aby spłacić przypuszczalne długi związane z jej nabyciem, musiał wytrwać w jej prowadzeniu.

Dzieci podrastały i przypuszczalnie rozpoczęły naukę w szkole podstawowej w Witkowie. Losy ich przyszłej edukacji mogły być też jedną z przyczyn decyzji o przenosinach do Poznania. Nieznana jest dokładna data przeprowadzki rodziny; wiadomo jedynie z książki Leonarda Kostrzeńskiego pt. „MATERIAŁY DO HISTORII APTEK WIELKOPOLSKICH” (T. II, str. 242), że sprzedaż apteki nastąpiła około 1898. roku, bowiem po nakreśleniu rysu historycznego apteki w Witkowie, autor podaje jej kolejnych właścicieli:

                                   „1863  Janusz Gustaw.           (1855).

                                                  1874  Sikorski Bronisław.     (1870).

                                                  1889  L. v. d. Osten-Sacken. (1886).

                                                  1902  Ruszczyński Bronisł.   (1898) cena 129.000 mk.“

Daty na wstępie mają oznaczać rok rozpoczęcia działalności, zaś w nawiasach rok zakupienia apteki, ale jak wiadomo z załączonych materiałów, Lucjan aptekę kupił w początkach września1887. roku, a zezwolenie na jej dalsze prowadzenie uzyskał w końcu listopada tego samego roku, z tego względu przynajmniej w odniesieniu do Lucjana należy podane przez autora daty traktować, jako orientacyjne. Można w tej sytuacji jedynie poprzestać na stwierdzeniu, że apteka w Witkowie została sprzedana około roku 1900. zaś w 1901. (z życiorysu syna Antoniego) rodzina dokonała przeprowadzki do Poznania. Nie jest również wykluczona sytuacja, w której Lucjan przebywał początkowo sam w Poznaniu, a dzieci kończyły rok szkolny i dopiero później nastąpiło połączenie rodziny w Poznaniu. Z Ksiąg Adresowych {Adressbuch der Provinzial-Hauptstadt Posen} miasta wiadomo, że w latach 1903 – 1906 rodzina mieszkała przy ulicy Ogrodowej. Nim to jednak nastąpiło, Lucjan w lutym 1895. roku został wybrany do Zarządu Sokolstwa; oto jak przedstawia tę sprawę Stanisław Karwowski w II. tomie swej „HISTORII WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO”, wydanym w Poznaniu w 1919. roku, na stronie 404:                                                  

                                                    „ S O K O Ł Y

W r. 1884 zawiązało się w Inowrocławiu pierwsze Towarzystwo gimnastyczne Sokół na wzór Sokołów w Czechach i Galicyi celem fizycznego wychowania młodzieży męskiej i żeńskiej. W blisko dwa lata później, dnia 2 czerwca 1886 r. powstało za pochopem danym przez Ignacego Andrzejewskiego, nowe gniazdo w Poznaniu i odtąd szybko szerzyły się gniazda sokole w W. Księstwie Poznańskiem, które za pochopem Sokoła inowrocławskiego połączyły się 29 lipca 1893 r. w Związek Sokolstwa wielkopolskiego później nazwany Związkiem Sokołów polskich w państwie niemieckim. Do wydziału wybrani zostali: dr. Józef Krzymiński z Inowrocławia jako prezes, mecenas Bernard Chrzanowski wielce zasłużony prezes gniazda poznańskiego, dr. Karchowski, Wiktor Gładysz, nauczyciel gimnastyki, Teofil Preis, dr. Drobnik z Poznania i Kaźmierz Gącerzewicz z Bydgoszczy. Główne prezydium przeniesiono 1895 r. do Poznania i wybrano w lutym t.r. prezesem Bernarda Chrzanowskiego, wiceprezesem Władysława Rabskiego, drugim wiceprezesem A. Nowickiego z Ostrowa, sekretarzem Walerego Łebińskiego, skarbnikiem Teofila Preissa, naczelnikiem Wiktora Gładysza, radnymi dr. Bolesława Krysiewicza, Jana Zabłockiego, Lucyana Ostena z Witkowa i Kazimierza Gącerzewicza z Bydgoszczy.

Od samego początku wielkie trudności stawiały Sokołom polskim władze pruskie; zabraniano zabaw pod gołym niebem, połączonych z ćwiczeniami gimnastycznymi, odbywania pochodów, urządzania zlotów, noszenia uroczystościowych mundurów sokolich ...”

Związek Sokołów nie był jednak jedynie związkiem gimnastycznym. Jego ważną rolą była również – oczywiście oprócz popularyzacji i ugruntowywania polskości – działalność oświatowo-dokształcająca. O tej jego roli pisze z kolei Lech Trzeciakowski w swej książce pt. „POD PRUS-KIM ZABOREM 1850-1918” na stronie 323:

„Postępujące procesy cywilizacyjne i nasilające sie tendencje germanizacyjne były przyczyną powstawania nowego typu stowarzyszeń. Należały do nich przede wszystkim towarzystwa gimnastyczne „Sokół”. Miały one znaczenie nie tylko zdrowotne, ale i polityczne.

Przy wzrastającym zainteresowaniu sportem istniało realne niebezpieczeństwo, że młodzież polska z braku rodzimych organizacji wstępować będzie do niemieckich stowarzyszeń gimnastycznych Turnverenów. Pierwsze grupy „Sokoła” powstały w Inowrocławiu (1884), w Bydgoszczy (1885), w Poznaniu (1886) i w Gnieźnie (1887).

Stowarzyszenia te obok krzewienia kultury fizycznej wiele miejsca poświęcały pracy oświatowej, kładąc akcent na sprawach narodowych. Wkrótce zaczęły powstawać również kluby sportowe, jak Klub Wioślarski w Poznaniu (1904), Warta (1912) itd.”

Politycznie był to okres najbardziej wyrafinowanej polityki germanizacyjnej. Okres ten W. Jakóbczyk w II. tomie swoich „STUDIÓW NAD DZIEJAMI WIELKOPOLSKI” opisuje następująco:

„Z czasem – w erze hakatyzmu – dawne prace „ organiczne” przestały wystarczać jako forma obrony uciskanego narodu. Nowe warunki polityczne ery imperializmu w Rzeszy zmusiły Polaków do wzbogacenia arsenału środków do walki o byt narodowy. Dotąd polityka zaborcy zakreślała granice działania dość szerokie, a Polacy wykorzystywali te możliwości działania w całej pełni i z dużym – jak stwierdzali sami Niemcy – sukcesem. Gdy zaborca zaostrzył ucisk, wzmogły sie również wysiłki obronne Polaków, którzy w tej „defensywie” – jedynej formie działania wobec silnego przeciwnika – okazali się niezwyciężeni.”

Na osobie Lucjana można prześledzić jeden z nurtów działalności ówczesnej inteligencji wielkopolskiej. Jak dalej zostanie wykazane, nieliczna ilościowo jej warstwa mnożyła obejmowane stanowiska, aby objąć swoim działaniem wszystkie możliwe dziedziny życia społeczeństwa polskiego oraz wszystkie jego warstwy.

Poznańskie zaistnienie Lucjana, było przypuszczalnie uprzednio przygotowane w kontakcie ze środowiskiem, które zrzeszając się utworzyło Związek Ziemian. Na jego temat warto przytoczyć wyjątki z trzech opracowań, jednego z epoki, drugiego z lat międzywojennych i trzeciego nam współczesnego. Pierwsze to książka Władysława Tomaszewskiego wydana nakładem autora w Poznaniu w 1912. roku (Czcionkami Drukarni „Praca”) pt. „PÓŁ WIEKU POLSKICH SPÓŁEK ZAROBKOWYCH I GOSPODARCZYCH W W. KS. POZNAŃSKIEM, PRUSACH ZACHODNICH I NA GÓRNYM ŚLĄSKU. Ich powstanie, organizacya i rozwój od r. 1861 – 1910”, w której w tomie II, na stronach 150 i 151, autor pisze:

„Kiedy w roku 1900 w krótkim czasie kilka większych majątków polskich przeszło w ręce Komisyi Kolonizacyjnej, zebrało się grono wybitniejszych obywateli ziemskich i stawiło sobie pytanie, czy społeczeństwo nasze zrobiło już wszystko, co jest w jego mocy, aby zapobiedz przechodzeniu ziemi w obce ręce.

Odpowiedź wypadła przecząco i założono na licznem zebraniu obywatelstwa ziemskiego stowarzyszenie jedynie rady i pomocy. Wytknięto tej nowej instytucyi szerokie pole działania, jako to: kupowanie i sprzedawanie własności ziemskiej na własny lub obcy rachunek, wydzierżawienie majątków w całości lub parcelach oraz administracyą i parcelacyą.

Założone towarzystwo miało początkowo formę zwykłego stowarzyszenia bez praw korporacyjnych, dopiero w roku 1902 przekształcił się „Związek Ziemian” w Spółkę zapisaną z ogr. por. [ograniczona poręką] i tę formę zachował.

Czynność rachunkowa Związku Ziemian różni się w tem od czynności Banku Ziemskiego, że Bank Ziemski przez rozparcelowanie większego majątku zmienia w danej wsi dotychczasowy stan rzeczy, a Związek wziął sobie za zadanie i dwory utrzymać i włościanom dać ziemię.

Ratowanie wykonuje Związek Ziemian w rozmaity sposób, zależnie od okoliczności, a mianowicie przez odsprzedanie jednego folwarku, jeżeli majątek ma ich więcej, wydzierżawienie w całości lub parcelach, parcelacyą częściową i ogólną, wyszukanie kupca na cały majątek, a wreszcie przez wzięcie majątku w administracyą, którą oddaje najbliżej zamieszkałemu „mężowi zaufania”, których w każdym powiecie posiada.

Dziesięcioletnia działalność Związku Ziemian okazała namacalnie, że powołanie do życia tej instytucyi było konieczną potrzebą.

W końcu roku 1911 liczyła spółka 542 [członków] z mk. 247 439,10 wpłaconych udziałów.

Funduszu rezerwowego posiadał Związek Ziemian mk. 169 788,87, a depozytów mk. 2 312 322,53.”

Drugiego, zawartego w podstawowej dla historii okresu zaboru pruskiego dziele Stanisława Karwowskiego pod tytułem „HISTORIA WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO”, tom III – lata 1900-1914, wydanego w 1931. w Poznaniu, w której na stronach 129/130 autor opisuje Związek Ziemian, następująco:

Już w r. 1886 zwrócił Wincenty Niemojowski ze Śliwnik, zięć Mie­czysława hr. Kwileckiego z Oporowa, w liście otwartym uwagę społeczeń­stwa polskiego na konieczność niesienia pomocy zachwianym majątkowo oby­watelom ziemskim. Niestety, głos jego nie znalazł wówczas posłuchu. Gdy jednak rok każdy coraz większe czynił w naszem ziemiaństwie wyłomy, pod­jął myśl Niemojowskiego dr. Tadeusz Jackowski i za jego podnietą zawią­zał się celem obmyślenia sprawy komitet, w którego skład weszli: Henryk i Zygmunt Chłapowscy, Krzysztof hr. Cieszkowski, książę Zdzisław Czartoryski, dr. Tadeusz Jackowski, dr. Teodor Kalkstein, Stanisław Łącki, Stanisław Morawski z Jurkowa, dr. Witold Skarżyński, dr. Tadeusz Szuldrzyński, oraz Marceli i Stanisław hr. Żółtowscy.

Za staraniem tych obywateli powstał 1901 r. Związek Ziemian, który wytknął sobie za cel służenie tak poradą co do urządzenia i podniesienia gospodarstwa, jak pomocą finansową zagrożonym w swym bycie ziemianom.

Prezesem obrano Marcelego hr. Zółtowskiego z Godurowa, radcę Ziemstwa Kredytowego, członka wydziału powiatowego w Gostyniu i prezesa Kół­ka rolniczego wielkostrzeleckiego, dyrektorem Zarządu Karola Sczanieckiego, a skarbnikiem Lucjana Osten - Sackena z Poznania, współzałożyciela Banku Ludowego w Witkowie.

Całe społeczeństwo polskie powitało nową instytucję z radością i zapałem, wiele sobie po niej obiecując. I nie zawiodło się. Chociaż to bowiem była instytucja pierwsza i jedyna w swoim rodzaju, a z początku rozporządzała bardzo małemi zasobami, wkrótce okazała wielką żywotność i przeobraziwszy się 1902 r. za podnietą Karola Sczanieckiego na Spółkę z ograniczoną poręką, wyrosła w organizację „której niema drugiej podobnej na świecie”. Związek Ziemian niejedno zaniedbane gospodarstwo podniósł, niejeden polski majątek ocalił.”

I trzecie, zawarte w artykule Anny Bitner-Nowak pod tytułem: „WIELKIE I MAŁE PIENIĄDZE. BANKOWOŚĆ W POZNANIU W XIX I NA POCZĄTKU XX W.”  zamieszczonego na stronie 33.  II tomu rocznika 1997. „KRONIKI m. POZNANIA”:

„Sytuacja polityczna, tendencje zmian w formie prowadzenia gospodarstw rolnych i szczupła baza banków akcyjnych zadecydowały, że dużą popularność zdobyły spółdzielnie, które zawiązywały się w celu parcelacji dużych majątków ziemskich. Polskie instytucje tego typu były zrzeszone w Banku Związku Spółek Zarobkowych, jako tzw. spółki ziemskie. Były to: Spółka Ziemska; Spółka Rolników Parcelacyjna, której nazwę zmieniono na Bank Kredytowy, Bank Parcelacyjny oraz Związek Ziemian.”

„Związek Ziemian został utworzony w celu udzielania pomocy właścicielom podupadłych majątków ziemskich, służąc im poradą fachową i pomocą administracyjną. Od 1902 r. Związek Ziemian został wpisany do rejestru jako spółdzielnia zajmująca się parcelacją, obrotem gruntami, wydzierżawianiem majątków oraz czynnościami depozytowo-kredytowymi. Na mniejszą skalę podjęto również handel artykułami rolnymi. Instytucja nadal też wspierała radą rolników znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej. W takich przypadkach kierowano do nich przedstawiciela Związku Ziemian, który pomagał właścicielowi w administrowaniu majątkiem.”

W przypisach artykułu znajduje się w aneksie nr. 1 wykaz instytucji bankowych z siedzibą w Poznaniu, wśród których wymieniony jest: „Związek Ziemian; Sp. (1902-1919 Poznański Bank Ziemian SA – 1949) .” Cytowanie wszystkich trzech wypisów może wydawać się nadmiernym rozciąganiem tematu, niemniej sądzę, że każdy z nich uzupełnia wiadomości poprzednich i z tego względu należało je zamieścić w komplecie.

Tak, więc w 1901. roku, Lucjan zostaje skarbnikiem Związku i – wybiegając nieco w przyszłość – w dniu 17.03.1903. r. już jako członek zarządu Spółki –dyrektor do spraw finansowych - składa na walnym zebraniu związku, odbytym w Bazarze, sprawozdanie z działalności finansowej („Praca” nr. 13 z 1903., strona 365).

W tym też okresie – w maju 1902. roku – rodzi się Lucjanowi, jako ostatnie dziecko w jego małżeństwie, najmłodszy syn Antoni Marian, mój ojciec.

W tymże 1903. roku dr. Stanisław Karwowski w 3. tomie swej „HISTORII WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO” (wyd. P-ń 1931), na stronie 162 podaje następującą informację:

 „Towarzystwo

                                                 ku zwalczaniu zakaźnych chorób płciowych.

Dodatnim faktem w społecznym rozwoju naszym było założenie Towarzystwa ku zwalczaniu zakaźnych chorób płciowych na wzór międzynarodowego w Brukseli i niemieckiego w Berlinie. Podnietę dał dr. Adam Karwowski, specjalista w chorobach skórnych i pęcherza. Na zwołanym przez niego dnia 11 grudnia 1903 r. do hotelu Francuskiego w Poznaniu zebraniu wykonano myśl jego i wybrano do Zarządu: radcę zdrowia dr. Franciszka Chłapowskiego jako prezesa, dyrektora Lucjana Osten - Sackena jako wiceprezesa, Seweryna Wrzesińskiego jako skarbnika i dr. Adama Karwowskiego jako sekretarza. Na następnym zebraniu dnia 18 grudnia tegoż roku zredagowano statuty i obrano wydział radny.„Zarząd wraz z wydziałem podzielił się na 3 sekcje:

1. Sekcję obyczajową, w skład której weszli ks. proboszcz Bolesław Kościelski, poseł ks. prałat Stychel, ks. kanonik Kazimierz Zimmermann, ks. kanonik Stanisław Adamski, poseł radca dr. Ludwik Mizerski, profesor dr. Bonifacy Łazarewicz, radca dr. Franciszek Chłapowski i dyrektor Lucjan Osten - Sacken.”

Z kolei gazeta „Praca” w numerze 1. z 1904. roku na stronie pierwszej podaje wiadomość, że Lucjan Osten został wybrany wiceprezesem Zarządu Towarzystwa Ku Zwalczaniu Zakaźnych Chorób Płucnych w Poznaniu, zaś w numerze 18. na stronie 729. potwierdza wieloletnie członkostwo (radcostwo) w zarządzie Związku Sokołów Polskich w Niemczech.

Rok 1905. przynosi Lucjanowi rzeczywiste członkostwo Towarzystwa Przyjaciół Nauk i to o dziwo, Wydziału Przyrodniczego. Dyplom związany z tą uroczystością przedstawia sie następująco:

„Num. Albumu 25                                                                                     Litera O

                                                         Z A R Z Ą D

T O W A R Z Y S T W A  P R Z Y J A C I Ó Ł  N A U K

P O Z N A Ń S K I E G O

 

         wskutek zatwierdzonego na dniu 30 listopada r. 1905 wyboru

Wydziału Przyrodniczego

 

mianuje niniejszym, stosownie do zapadłej uchwały

 

Wielm. Pana Lucyana Osten – Sackena w Poznaniu

 

RZECZYWISTYM CZŁONKIEM TOWARZYSTWA

Zapraszając Go jak najuprzejmiej do współudziału w pracach

naukowych i popieraniu usiłowań wspólnych, mających na celu

szerzenie i podtrzymanie mowy i nauki ojczystej

                                                                         Sekretarz                    Prezes

          Pieczęć

          Okrągła                                                    (-) podpis nieczytelny    (-) podpis nieczytelny     

 

                                                                           Poznań, d. 30. listopada r. 1905”

[Wokół tekstu, ozdobna ramka z herbem miasta Poznania i postaciami z mitologii]

Praca społeczna w codzienności życia w zaborze, niezależnie od charakteru organizacji, w której się udzielał, musiała być motywem przewodnim jego życia, bowiem St. Karwowski w 3. tomie swej książki, na stronie 122, podaje:

„W r. 1901 odbyło się w Poznaniu kilka wieców, które świadczyły chlubnie o gorliwości obywatelskiej.”

                                                                        - - - - - - -

„Trzeci wiec, który odbył się 16 czerwca 1901 r. pod przewodnic­twem patrona Kółek rolniczych Maksymiliana Jackowskiego w sprawie zwal­czania nałogów pijaństwa i karciarstwa, był dowodem znacznego postępu w moralnym rozwoju społeczeństwa naszego.

Na wiec ten przybyło przeszło 600 osób, pomiędzy niemi delegaci wielu Towarzystw polskich, a arcybiskup Stablewski przysłał wiecownikom błogosławieństwo.

Józef Chociszewski z Gniezna, założyciel antyalkoholowego Towa­rzystwa „Jutrzenka”, omówił sprawę pijaństwa ze stanowiska historyczno-społecznego, dr. Adam Karwowski wykazał ze stanowiska lekarza przystęp­nie skutki pijaństwa, a patron Jackowski przedstawił sprawę karciarstwa.

Wiec uchwalił założyć czyli raczej powołać do życia nowego i no­wej działalności zawiązane 1887 r. ogólne Towarzystwo szerzenia wstrze­mięźliwości i potępił wszelką grę  hazardową, jako też nałogowe grywanie w karty, zalecając, aby przynajmniej młodzieży nie dawać złego przykładu.

Wynikiem wiecu obyczajowego było założenie Domu św. Józefa przy kościele podominikańskim - gospody z rozgrzewającymi napojami bez alko­holu i innych podobnych gospod, oraz zawiązanie Towarzystwa ku zwalcza­niu gry hazardowej, którego prezesem obrano patrona Maksymiliana Jackow­skiego, a sekretarzem dr. Franciszka Zakrzewskiego.

Społeczeństwo przyklasnęło dążnościom Towarzystwa, również gaze­ty bez wyjątku, mimo to uprawiano grę hazardową potajemnie, pomiędzy in­nemi chodziły wieści, że to się dzieje także w salonach Koła Towarzyskiego w Bazarze.

Skutkiem tego Zarząd Towarzystwa wezwał 20 lutego 1905 r. Dyrek­cję Koła Towarzyskiego, aby wysłała na mające się odbyć 22 marca walne zebranie przedstawiciela swego, któryby wobec zebrania i społeczeństwa wyjaśnił sprawę, na co odebrał 21 lutego odpowiedź, że Dyrekcja nie uwa­ża Towarzystwa antyhazardowego za instancję, którejby była zobowiązana dawać jakiekolwiek wyjaśnienia.

Tę odpowiedź ogłosił w gazetach na mocy uchwały walnego zebranie Zarząd Towarzystwa, który składali wówczas: dr. Bolesław Kapuściński, prezes, mecenas Władysław Seyda, wiceprezes, Lucjan Osten - Sacken, se­kretarz, dr. Paweł Gantkowski, skarbnik, ...”

Około 1907. roku rodzina przeprowadza się z ulicy Ogrodowej [Gartenstrasse 10] na dzisiejszą ul. Chudoby, dawniej Skarbową [Luisenstrasse 19] pod którym to adresem figurują do 1909. roku

Dalej „Praca” z 1907. roku nr. 11 na stronie 330 podaje, że Lucjan Osten jest wiceprezesem Zarządu Towarzystwa Higienicznego-Społeczno w Poznaniu, zaś w numerze 19. z tego samego roku, na stronie 603 informuje, że jest również członkiem Zarządu Spółki Pszczelarskiej w tym mieście.

Gdyby tych zajęć pozazawodowych było zbyt mało, Lucjan – widocznie z przekonań głęboki konserwatysta, współtworzy Związek Narodowy, partię w założeniach ultraprawicową, o której W. Jakóbczyk w tomie 3. swych „DZIEJÓW NAD STUDIAMI WIELKOPOLSKI”, pisze:

str. 200 i dalsze z rozdz.:              „C. Organizacje ziemiańskie”

                                                         2. Związek Narodowy

Znacznie więcej wiemy, dzięki zachowaniu przynajmniej części akt, o innej próbie organizacji ziemiaństwa, tj. o Związku Narodowym. Co bystrzejsi działacze konserwatywni zdawali sobie sprawę z niewystarczalności dotychczasowych kontaktów „z ludem” poprzez kółka włościańskie lub doraźne komitety i akcje wyborcze. Mniej się zapewne obawiali rywalizacji wpływów socjaldemokracji na polskie masy ze względów językowych i słabości tego ruchu w zaborze. Natomiast dla konserwatystów i ich wpływów w polskich masach ludowych i mieszczańskich groźnym rywalem była endecja, bardzo dynamiczna, operatywna, szermująca demagogią nacjonalistyczną. Być może, konserwatyści sądzili, iż z pomocą kościoła i policji pruskiej łatwo dadzą sobie radę z ruchem socjaldemokratycznym; zresztą jeszcze w 1904 r. w kręgach ziemiańskich dość pesymistycznie oceniano stopień politycznej świadomości narodowej w masach ludowych. Obawiano się jednak, aby tych mas nie opanowali endecy, których uważano za partię burzącą ustalone wartości i hierarchię społeczną, aby więc ona nie przygotowała gruntu pod „rewolucję”. Wydaje się to oczywistym dla nas nonsensem, ale wówczas – być może – dla konserwy „strach miał wielkie oczy”, a może celowo przesadzano ze względów propagandowych67.

Konserwatyści początkowo oburzali się tylko, że ktoś śmie z nimi rywalizować, ale nie przeciwdziałali czynnie tj. organizacyjnie. Dopiero założenie w 1909 r. Towarzystwa Demokratyczno-Narodowego zdopingowało ich do podobnego kroku. W opinii władz pruskich w łonie polskich klas posiadających nie było dotąd ostro wyróżniających się stronnictw politycznych. Wszyscy stali na stanowisku narodowym. Zasadniczo różnili się tylko stanowiskiem wobec państwa pruskiego. Jedni stali na gruncie lojalnego wypełniania obowiązków wobec państwa – i tych się nazywało „lojalistami”, drudzy – na gruncie radykalnej opozycji – to tak zwani „narodowcy”. Pierwsi podjęli konkretne kroki organizacyjne na przełomie 1909/1910 r., na razie jeszcze nie publiczne, ale pewne wieści o tym przenikały już do prasy endeckiej68.

Dość długo trwały wstępne kroki przygotowawcze wśród ziemian, którzy zabiegali także o pozyskanie niektórych przedstawicieli tzw. „niższych warstw” – słabiej chyba uświadomionych klasowo, a więc podatnych na wpływy konserwatystów.

Zebranie organizacyjne publiczne, po starannym zapewne przygotowaniu, odbyło się dopiero 5 czerwca 1910 r. w Bazarze Poznańskim, notabene nie bez przeszkód. Ze względu na przepisy ustawy z 1908 r. policja czyniła trudności, mimo iż wstęp był tylko za zaproszeniami, co stwarzało charakter zamkniętego zebrania. Dopiero szybka interwencja Drwęskiego w Naczelnym Prezydium wyjednała zgodę na odbycie posiedzenia. Na 120 zaproszonych zebrało sie około 100 osób, przeważnie z inteligencji i ziemiaństwa. Zagajał prof. Stanisław Karwowski, a przewodniczył Kazimierz Chłapowski. W programowych przemówieniach Chłapowskiego, Drwęskiego i Jackowskiego podkreślano bezpartyjność powstającej organizacji, jej demokratyzm, cele obrony narodowości i religii (mimo że nikt wówczas nie atakował w Poznańskiem religii, ani kościoła). Wśród zebranych znaleźli się także 2 robotnicy: Habel i Pawlikowski, biorący udział w dyskusji; pierwszy z nich krytykował Koło Polskie za głosowanie przeciw podatkowi spadkowemu (a więc i interesie klas posiadających), drugi wyrażał dezyderat współdziałania z narodowymi demokratami przeciw wspólnemu wrogowi: zaborcy.

W przemówieniu Drwęskiego akcentowano pragnienie zgodnego współżycia z narodem niemieckim oraz dążenie tworzącej się organizacji do ładu i starego porządku, aby polskie społeczeństwo się nie zanarchizowało. Żninski sugerował, by pracować nad rozładowaniem uprzedzeń tzw. „niższych warstw” do inteligencji. Na razie zapisała się do Związku ponad połowa obecnych.

Związek Narodowy stawiał sobie za zadanie: „uświadamianie społeczeństwa w sprawach narodowych, społecznych i politycznych na podstawie polskiej i katolickiej”. Podkreślano popieranie istniejących organów wyborczych. Na czele miały stać 30-osobowa Rada i wybierany przez nią 6-osobowy Zarząd. Przyjęto więc analogiczny ustrój, jak w Narodowej Demokracji, w Straży czy w hakacie. Zarząd miał prawo mianowania tzw. mężów zaufania, których zadaniem było zakładanie lokalnych filii Związku, o ile udałoby się skupić przynajmniej 20 osób. Członkowie ci mieli prawo wysyłania delegatów na walny zjazd w proporcji: 1 delegat na 20 członków. Co roku ustępowało przez losowanie 2 członków zarządu i 10 członków Rady, a zwyczaj ten przyjmowano za wzorem najstarszego stowarzyszenia, tj. Pomocy Naukowej69.

Pierwsze posiedzenie Rady odbyło się 11 czerwca 1910 r. w mieszkaniu J. Drwęskiego; zagajał je dr. Adam Żółtowski, a sekretarzował dr. Adam Karwowski. Rada wybrała pierwszy zarząd w składzie: przewodniczący – Jarosław Drwęcki, wiceprzewodniczący – Stanisław Karwowski, sekretarz – red. Walery Łebiński oraz Wacław Witkowski i Lucjan Osten (obaj dyrektorzy banku) i Leon Pluciński, ziemianin. Na przewodniczącego Rady wybrano Żółtowskiego, a na wiceprzewodniczącego rzemieślnika Ludwika Miklaszewskiego. Należeli do niej ziemianie, księża, kupcy, rzemieślnicy oraz inteligenci wolnych zawodów. W dyskusji omawiano sprawy rozbudowy organizacyjnej, przy czym występowały tendencje dość szerokie (Pluciński, Karwowski, ks. Gładysz, Szułdrzyński) obok umiarkowanych, realistycznych (Drwęski). Wysuwano konieczność systematycznego oddziaływania na robotników, którzy ulegają wpływom prasy narodowo-demokratycznej oraz agitatorów, którzy ich „obałamucają”. Konserwatyści nie byli zwolennikami wieców, ale stałych akcji szkoleniowych. Na następnym posiedzeniu zarządu, 20 czerwca, już zestawiono listę prelegentów i kierunek oraz charakter akcji odczytowej o tematyce głównie politycznej, społecznej, ekonomicznej i historycznej. Postanowiono zorganizować własne biuro i powołać na jego kierownika red. Konstantego Kościńskiego z „Dziennika Poznańskiego”. Wyłoniła się też koncepcja własnego organu prasowego, ale nie codziennego. Kolejne wspólne posiedzenie zarządu i Rady odbyło się 6 lipca. Zajęła sie ona znów sprawami rozbudowy organizacyjnej, która szła dość opornie. Obawiano się kolizji z organami wyborczymi i postanowiono uzgodnić z nimi wszędzie lokalne inicjatywy.”

„Pierwsze walne zebranie odbyło sie 29 października tegoż roku z udziałem około 60 osób (na 400 członków). Po sprawozdaniu Łebińskiego debatowano nad stosunkiem związku do spraw ewentualnej Rady Narodowej i Centralnego Komitetu Narodowego. Zdaniem „Kuriera Poznańskiego” dyskusja była dość jałowa i na niskim poziomie politycznym. Nie brakowało frazesów deklarujących, że konserwatyści popierają ideę 3 Maja, a odrzucają Targowicę (Jackowski)71.

(Przypis nr. 71: Akta Zw. Narodowego, protokół z walnego zebrania 29 X 1910 r. oraz relacja w „Kurierze Poznańskim” 1910, nr. 251, w której stwierdzono niski poziom dyskusji, wynikający z braku doświadczenia politycznego uczestników. Oficjalny protokół pominął liczbę uczestników, ale relacja „Kuriera” podała liczbę około 60 osób – na 400 członków.)

Dalsze narady ciał kierowniczych poświęcono sprawom wyborów w 1912 r., stosunkowi do innych ugrupowań politycznych, debatom nad trudnościami utrzymania czasopisma, które znalazło zbyt słabe poparcie. Również i rozwój organizacyjny na prowincji był nikły. Sporo uwagi poświęcano przyszłej Radzie Narodowej. Zarząd zorganizował stałe otwarte zebrania dyskusyjne w Poznaniu, cieszące się pewnym powodzeniem publiczności. Ponadto zorganizowano kilka konferencji organizacyjnych w Poznaniu i na prowincji. W sprawozdaniu na walnym zebraniu w grudniu 1911 r. podkreślano, że Związek jest bezpartyjny, że nie chce rozbijać społeczeństwa. Wypierano sie konserwatyzmu i podkreślano demokratyzm, być może, aby nie zrażać elementów mieszczańskich. Ubolewano nad porozumieniem innych ugrupowań w sprawach wyborczych bez udziału Związku, mając na myśli kontakty endecji z tzw. Kasynem Obywatelskim. Po półtorarocznym istnieniu zwerbowano zaledwie 430 członków, ale nie zamierzano naśladować „hałaśliwej” propagandy endecji72.

(Przypis nr. 72: „Akta Zw. Narodowego, protokół zebrania 3 grudnia 1911 r. znów pominął liczbę uczestników. O słabej dyscyplinie organizacyjnej świadczy fakt, że po walnym zebraniu miało się odbyć posiedzenie wspólne zarządu i rady, ale wobec stawienia się tylko 6 osób, naradę odroczono. Protokoły z posiedzeń w ciągu 1911 r. oraz sprawozdanie sekretarza z dnia 3 grudnia 1911 r. Wspomniano tam m. in. o rozesłaniu 80 listów zapraszających do udziału w Związku, na które przyszło 30 odpowiedzi odmownych, a większość w ogóle nie odpowiedziała. Z wewnętrznych dyskusji wynika, że Związek nie miał żadnego szerszego zasięgu, że kierownictwo było jak gdyby sztabem bez armii. W wypowiedziach dyskusyjnych uderzał bardzo niechętny stosunek niektórych drobnomieszczan, kupców i rzemieślników do endecji, a także – do kandydatury Stanisława Nowickiego na posła. Ci malkontenci byli czynni w przybudówce organizacyjnej Związku, jakim było Stronnictwo Ludowe. „Przegląd Wielkopolski” 1911, s. 50 i n.”)

Najwidoczniej konkurencja Narodowej Demokracji była nie do pokonania przez nieudolne siły konserwatywne, bowiem dalszy okres działalności Związku wykazał zupełny zastój. Dowodem fikcyjności liczby około 400 członków w całej prowincji była frekwencja na walnym zebraniu 17 kwietnia 1912 r., kiedy to stawiło się zaledwie 20 osób, toteż odroczono zebranie na inny termin. Wkrótce potem zebranie zarządu i Rady zgromadziło tylko 9 osób. Zapewne w nastroju przygnębienia zastanawiano się nad „być albo nie być” organizacji i jej deficytowego organu, stojącego zresztą na niezłym poziomie, ale nie popartego przez ogół ziemiański. Z lakonicznego protokołu wynika, że niektórzy liczyli się z ewentualnością rozwiązania. Dopiero silny wstrząs październikowy, tj. zastosowanie ustawy wywłaszczeniowej, poruszył ziemiaństwo, toteż zebranie 3 listopada udało się, bowiem tematem 2 referatów była sprawa wywłaszczenia i dalszej walki o ziemię. W dyskusji mówiono także o tych sprawach i konieczności konsekwentnego praktykowania hasła „swój do swego”. Zakończono apelem: „Módl się i pracuj”, jakże symptomatycznym dla „demokratycznego” stowarzyszenia, rywalizującego z endecją. Inne posiedzenia odczytowe w Poznaniu cieszyły sie pewną frekwencją, mimo iż przeważała tematyka historyczna, a nie polityczna73.

Konkretnym przejawem praktycznej działalności tej grupy było założenie biura informacyjnego w grudniu 1912 r. Kontynuowano poznańskie odczyty publiczne i współdziałano na polu oświatowym z katolickimi towarzystwami robotniczymi; ale na prowincji, zdaje się, zupełnie zamarła działalność Związku. Kierownictwo skoncentrowało uwagę na odegraniu pewnej roli w powstawaniu Rady Narodowej74.”

Najprawdopodobniej działalność polityczna Lucjana wegetowała wraz ze Związkiem Narodowym, ale jaki był jego rzeczywisty wkład pracy w ten niewydarzony twór, trudno dziś ocenić. Fakt powstania partii odnotował miejscowy „Dziennik Poznański” z 14.06.1910. nr. 134 w artykule redakcyjnym na stronie pierwszej.

W tym też okresie dokonuje Lucjan ostatniej przeprowadzki w okresie swego życia, przenosząc się na ulicę Piekary 9 [Bäckerstrasse].

Do kompletu swych funkcji społecznych dokłada Centralne Towarzystwo Gospodarcze, w którym zostaje wybrany sekretarzem, o czym informuje w 1911. gazeta poznańska „Praca” w numerze 12. Warto zapoznać się z tą instytucją z uwagi na rolę, którą odegrała w historii zaboru. W. Jakóbczyk w tomie 2. swych „STUDIÓW NAD DZIEJAMI WIELKOPOLSKI W XIX W.” pisze na ten temat następująco:

„Centralne Towarzystwo Gospodarcze utworzone w lutym 1861 r., powstało z fuzji kilku ziemiańskich powiatowych tow. rolniczych. „Najogólniej główne tendencje tego przodującego kręgu wyrażono w słowach: „zachować drogą nam ziemię w naszym ręku, zaprowadzić na tejże najlepszą i najpiękniejszą kulturę i stan otaczającego nas ludu rolniczego doprowadzić do błogiej pomyślności i oświaty”. Akcentowano także, że idzie tu o sprostanie konkurencji z niemieckimi obszarnikami.”

Główną formą działalności były kółka rolnicze w których zakładaniu większościowy udział mieli księża. „Oprócz tematyki techniczno- rolniczej, hodowlanej, wiele miejsca w działalności kółek zajmowały kwestie ekonomiczne i społeczne owego czasu. Więc wygłaszano pogadanki o kredycie i instytucjach pożyczkowych, o lichwie i prawie wekslowym oraz o prawie spadkowym, o podatkach, o procedurze kupna-sprzedaży ziemi, o nowych miarach i wagach itp. Oczywiście prowadzono walkę z alkoholizmem, lenistwem, lekkomyślnością w wydatkach, pieniactwem, niepotrzebnymi wyjazdami do miast”.

„Po r. 1886 poważnym problemem w pracy kółek stała się kwestia przeciwdziałania pokusom sprzedaży ziemi Komisji Kolonizacyjnej. Wobec podjęcia akcji parcelacyjnej przez polskie spółki, propagowano w kółkach zarówno konieczność trzymania się ziemi, jak i pouczano o działalności i procedurze parcelacyjnej. Wyłoniła się po pewnym czasie praktyka tzw. sąsiedzkie4j parcelacji zagrożonego dużego lub chłopskiego gospodarstwa, aby nie dopuścić do przechodzenia ziemi w obce tzn. niemieckie ręce. Te kwestie dominowały zresztą po r. 1890.”

Aktywność w Centralnym Towarzystwie Gospodarczym była dla bankiera Lucjana z pewnością działalnością konieczną z punktu widzenia jego zainteresowań zawodowych, pozwalającą na bieżąco śledzić procesy zachodzące w rolnictwie Księstwa i reagować w sposób właściwy na zachodzące w nim zmiany.

Ubocznym, ale z punktu widzenia społecznego niezmiernie ważnym w stosunku do zajmowanego w Banku stanowiska, było dla Lucjana stanowiska członka zarządu w Towarzystwie „Stella”, o czym pisze w III. tomie, wielokrotnie już cytowany Stanisław Karwowski w swej „HISTORII WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO” (strony 313/314):

        „Tow. „Stella”

„Szybki rozwój większych miast w ostatnich dziesiątkach ubiegłego wieku spowodował nadmierne skupienie ludności na małych przestrzeniach, co wpłynęło ujemnie na zdrowie uboższej ludności miejskiej, mianowicie na dzieci. Pierwszym który podał sposób zapobiegania zaników zdrowia u dzieci był ksiądz katolicki Walter Bion z Zurychu. On to stworzył 1876 r. pierwszą kolonję wakacyjną, wysyłając z Zurychu 86 słabowitych dzie­ci w góry Appenzell na kilkutygodniowy pobyt.

Przykład ks. Biona podziałał na wszystkie większe miasta Europy. W Warszawie przyjęła się ta myśl za sprawą dr. Markiewicza 1882 r., we Lwowie 1883 r., w Krakowie 1884 r.

W Poznaniu poruszyli tę sprawę w r. 1882 Juljan Bukowiecki i na­uczyciel Józef Kużaj, lecz dla braku zasobów wysyłano dzieci tylko poje­dynczo do domów naszego obywatelstwa wiejskiego. Umieszczaniem zajmował się corocznie bardzo gorliwie naczelny redaktor „Dziennika Poznańskiego”, Franciszek Dobrowolski. Po jego śmierci przejęło za podnietą członka swe­go, Aleksandra Januchowskiego, Towarzystwo „Stella”, zajmujące się urzą­dzaniem wieczorków Mickiewiczowskich i „Wianków”, wszystkie czynności, które dotąd spełniał Dobrowolski, tworząc w łonie swojem wydział dla kolonji wakacyjnych.”

„W r. 1900 przekształcił się wydział „Stelli” na samodzielne Towa­rzystwo kolonji wakacyjnych i Stacyj sanitarnych w Poznaniu, które mia­nowicie po objęciu prezesostwa przez Wawrzyńca Benzelstjerna Engestroma świetnie rozwijać się zaczęło.”

„Zarząd i Wydział zwiadowczy składali 1912/13: Władysław Jerzykiewicz, prezes; Walery Łebiński, wiceprezes; Jan Suchowiak, sekretarz; Bolesław Ziętkiewicz, skarbnik; dr. Tadeusz Dembiński, zastępca sekre­tarza. Dr Ludwik Adamczewski, Ludwik Frankiewicz, Kajetan Ignatowicz, Ale­ksander Januchowski, dr. Adam Karwowski, Alfons Kolski, Lucjan Osten -Sacken, Tadeusz Pągowski z Głonia, poseł Władysław Seyda, Włodzimierz hr. Skórzewski z Czerniejewa, ks. prałat Antoni Stychel, Józef Winiewicz i Konstanty Żółtowski z Słupów.”

I wreszcie ostatnią zanotowana przez kronikarzy tamtych czasów działalnością społeczną Lucjana było jego członkostwo, śladem ojca i starszych braci w Towarzystwie Tatrzańskim w Krakowie, o czym mówią Pamiętniki Towarzystwa w tomach: 34. z 1913. roku, na stronie LXX (70.) i 37. z 1919-20, na stronie 63.

Reasumując, Lucjan należał w okresie 12. lat – pomijając Bank Ludowy w Witkowie – do 13. różnych towarzystw względnie związków i nawet zakładając kolejne wygasanie kadencji, można założyć, że ilość ta nie spadała poniżej 6. – 7. rocznie. Przy takim nawale zajęć, trudno pojąć, jak organizował swoje życie domowe. Niestety, w czasie, gdy można było zapytać o to mego ojca, nie przejmowałem sie historią rodziny, a szczerze mówiąc dowiedziałem się o tych faktach dopiero w chwili robienia bilansu zajęć dziadka. Przy czym, aby skompletować zajęcia Lucjana należy wspomnieć o jego licznych publikacjach popularno-historycznych. „DZIEJE WIELKOPOLSKIE” w tomie II. na stronie 593, w ustępie poświęconym Naukom Humanistycznym, piszą:

„Licznie reprezentowana była – często w sposób amatorski – regionalistyka historyczna, historyczno-geograficzna lub etnograficzna. Uprawiali ją: Edmund Callier, Emil Kierski, Klemens i Maksymilian Kanteccy, Stanisław Karwowski, Ludwik Żychliński, Józef Chociszewski, a później – Lucjan Osten-Sacken i inni.”

Działalność tę prezentuje na stronach 405 i 406. III. tomu swej: „HISTORII WIELKIEGO KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO” dr. Stanisław Karwowski. W wykazie bibliografii wymienione są niżej podane publikacje:

„Osten-Sacken Lucjan.

-  Wojsko polskie Królestwa Kongresowego. Dziennik  Poznański 1896.

-  Iganie dnia 10 kwietnia 1831 r. Dziennik Pozn. 1898.

-  29 listopad 1830 r. Lech gnieźń. 1898.

-  Pułk jazdy poznańskiej w r. 1831. Lech 1899.

 -  Wojsko polskie na Saskim placu w Warszawie. Dzień. Pozn. 1903.

-  Napoleon nad Moskwą dnia 7 września 1812 r. Przegl. Wielk. 1912.

-  W stuletnią rocznicę (Wojsko Polskie 1813). Tamże 1913.

-  W stuletnią rocznicę (Wojsko Polskie 1814). Tamże 1913.

-  Generał Ignacy Prądzyński. Dzień. Pozn. 1897.

-  Józef Chłopicki. Kurjer Pozn. 1903.

-  Dezydery Chłapowski. Dziennik Pozn. 1911.

-  Zygmunt Kurnatowski. Dziennik Pozn. 1911.

Trzeba w tym miejscu jednak zauważyć, że wymienione artykuły stanowiły wybrane przez autora ważniejsze pozycje pióra Lucjana, bowiem jego działalność publicystyczna była o wiele obfitsza. Publikował we wszystkich polskojęzycznych gazetach wychodzących w zaborze, a więc w „Dzienniku Poznańskim”, „Przeglądzie Wielkopolskim” i w „Pracy”.

Według dzisiejszych kryteriów były to artykuły na poziomie czytanek historycznych, cechujące się większą dozą patriotyzmu aniżeli faktów historycznych jednak w czasach, w których były publikowane spełniały widocznie swoją popularyzatorską rolę, gdyż w przeciwnym wypadku redaktorzy by ich nie zamieszczali.

I ostatnią dziedziną wspomnianą przez Stanisława Karwowskiego w III. tomie, na stronie 336, jest kolekcjonerstwo:

„Galerję portretów znakomitych Wielkopolan Jan Leitgeber w Poznaniu. Galerję portretów wojowników polskich, zwłaszcza z r. 1831, Lucjan Osten - Sacken w Poznaniu, takąż galerję radca dr.  Tadeusz Dembiński w Poznaniu."

W międzyczasie najstarsi synowi Lucjana, Kazimierz i Wiktor kończą nauki w Liceum im. Św, Marii Magdaleny w Poznaniu i rozpoczynają studia we Wrocławiu. Najmłodszy Antoni, chodzi do szkoły podstawowej, natomiast z nauką Stanisława Klemensa są kłopoty. Pamiętam opowieści ojca, o chowaniu przez rodziców butów stryjowi „Stachowi” oraz przywiązywania mu nóg do stołu, aby zmusić go do nauki, ale widocznie nie dało to efektów, bowiem nie figuruje w charakterze absolwenta w wykazie Białobłockiego. Z kolei z opowieści mej ciotki, a córki Lucjana Marii pamiętam, że corocznie w okresie jesiennym wysyłana była na Węgry specjalna bryka po całoroczny zapas wina stołowego. W tym względzie podtrzymywane były tradycje szlacheckie opisane przez J. Bystronia w jego książce o dawnych polskich obyczajach.

Nieuchronnie jednak zbliżała się wojna, później nazwana I. Wojną Światową, która zburzyła cały porządek europejski i Polsce przyniosła niepodległość. Czasy te należą w zasadzie do najnowszej historii Europy i nie wymagają w chwili obecnej szerszego omawiania. Wystarczy zasygnalizować sytuację polityczną w Księstwie Poznańskiem, która wpłynęła bezpośrednio na zwycięstwo Powstania Wielkopolskiego, jedynego w historii narodowej – wygranego powstania. Pisze o niej Lech Trzeciakowski na stronie 336. i dalszych swej książki pt. „POD PRUSKIM ZABOREM 1850-1918”:

„Młodzież nie ograniczała się do pracy samokształceniowej i do manifestacji patriotycznych; sposobiła się również do walki zbrojnej. W łonie stowarzyszeń kierowanych przez ZET [Związek Młodzieży Polskiej] powstawały referaty przysposobienia wojskowego i wychowania fizycznego. We Wrocławiu zajęcia teoretyczne były prowadzone w mieszkaniach prywatnych, zaś praktyczne za miastem. W zaborze pruskim powstawały również drużyny strzeleckie. W Wielkopolsce działało 12 tego typu organizacji; największą liczbę członków miała Poznańska Drużyna Strzelecka. Ćwiczenia wojskowe prowadzone były powszechnie przez skauting. Ideologia niepodległościowa znalazła także licznych zwolenników w grupie „Sokół”. Wbrew legalistycznym tendencjom w kierownictwie tej organizacji kilku działaczy, jak Karol Rzepecki i Antoni Wysocki, podjęło przygotowania do walki o wolność. W rezultacie tych zabiegów w przededniu I wojny światowej wyłoniła się Tajna Organizacja Niepodległościowa (TON). Ruch niepodległościowy był przede wszystkim ruchem młodzieżowym. Na jego czele stała stosunkowo niewielka grupa gimnazjalistów i studentów, aczkolwiek nie brak było w organizacjach młodych robotników i rzemieślników. Wpływ niepodległościowców na życie polityczne w zaborze pruskim był znikomy. Oficjalne koła polityczne hołdowały legalizmowi.

W 1914 r. świat stanął wobec groźby zawieruchy wojennej, której zasięgu i skutków nikt nie mógł przewidzieć, a która przynieść miała zasadnicze dla narodu polskiego rozstrzygnięcia. Wiele zależeć miało od samych Polaków. W zaborze pruskim społeczeństwo polskie po długim okresie, rozpoczynającym się od Wiosny Ludów, przeżyło doniosłe przemiany.

Minęły czasy kiedy tzw. „warstwy niższe i średnie” były bierną masą w rękach nielicznej grupy ziemiańskiej i związanej z nimi inteligencji duchownej i świeckiej. W łonie społeczeństwa polskiego wykształciły się stronnictwa i partie. Obok ugrupowań ziemiańskich działała silna w zaborze pruskim Narodowa Demokracja, wspierająca się przede wszystkim na mieszczaństwie, ale mająca wpływy wśród proletariatu. Na Pomorzu i na Śląsku zdobył sobie licznych zwolenników polski obóz drobnomieszczańsko-katolicki, prekursor chrześcijańskiej demokracji. Dużej wagi wydarzeniem było pojawienie się klasowego ruchu robotniczego.

Konflikty socjalne i polityczne istniejące wewnątrz społeczeństwa polskiego przysłaniały zagrożenie zewnętrzne. Walka o utrzymanie odrębności narodowej stawała się najważniejszym zadaniem społeczeństwa polskiego. Wyrażało się to w gotowości do ponoszenia ofiar w obronie języka i zwyczajów narodowych.

Dziesiątki tysięcy osób należało do różnego typu stowarzyszeń gospodarczych, oświatowych i kulturalnych o charakterze narodowym, czytało prasę polską, brało udział w wyborach, głosując na kandydatów polskich. Bardzo charakterystycznym zjawiskiem było upowszechnienie polskiego słowa drukowanego, mimo silnych dążeń władz do wynarodowienia Polaków. Coraz wyraźniej zacierały się różnice w świadomości narodowej między ludnością polską Poznańskiego, Pomorza Gdańskiego i Śląska. Nieco wolniej przebiegał ten proces na Warmii i Mazurach.”

Nie wiemy, jaki stosunek do ruchów niepodległościowych miał Lucjan. Można przypuszczać, że należał do „legalistów”, ale z drugiej strony wiedząc o tym, że wszystkie jego dzieci wzięły czynny udział w Powstaniu Wielkopolskim można by wnioskować, że co najmniej życzliwy.

Lata wojny były latami braków w zaopatrzeniu, niekiedy pewnie i głodu, jeżeli nie osobiście dla Lucjana i jego rodziny, to w każdym bądź razie dla jego otoczenia. Z tych czasów oprócz paru zdjęć nie zostały żadne wspomnienia, ani zapisy. Wiadomo, że najstarszy syn Lucjana, Kazimierz studiujący we Wrocławiu, zgłosił się ochotniczo względnie został powołany do wojska niemieckiego na początku wojny, ale wkrótce wzięty do niewoli przez Anglików, którzy obrabowali go z zegarka i drobiazgów osobistych, doczekał końca wojny bezczynnie w obozie. Od tego czasu nie znosił Anglii i Anglików.

Można jednocześnie być pewnym, że Lucjan w Powstaniu z pewnością udziału nie brał, legitymując się wiekiem przeszło 60. lat. Co wówczas porabiał i jak oceniał rzeczywistość, nie wiadomo. Ostatnim aktem, w trakcie, którego wydawał się zdrowy, był ślub jego córki Marii Wacławy, którą 25. listopada 1919. roku wydał za Bogdana Chorzelskiego. Szczęśliwie z tego ślubu zachowało się zdjęcie, prezentowane i opisane w rekonstrukcji jej życia (KOD: X.5.)

Jego organizm jednak wyczerpał siły żywotne, a dołączyło się do tego niewątpliwie osłabienie przeżytą wojną. Nekrolog najbliższej rodziny podaje, że chorował długo i bardzo cierpiał w ostatnich dniach. Rozpoznanie lekarskie orzekło gruźlicę i zapalenie płuc, z czym nie był w stanie sobie już poradzić. Zmarł 30. marca 1920. roku o wpół do piątej rano. Jego dwujęzyczny (polsko-niemiecki) akt zgonu, przedstawia się następująco:

„C.

                                                                        Nr. 813

                                                     Poznań, dnia 31. marca 1920

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawił się dziś co do osobistości nie znany, świadectwem lekarskim oględzin zwłok legitymując się gimnazjalista Antoni Osten-Sacken, zamieszkały w Poznaniu, Piekary 9 i zeznał, że dyrektor banku

                                                           Lucjan Osten – Sacken       

w wieku 62 lat, katolickiego wyznania, zamieszkały w Poznaniu, Piekary 9, urodzony w Gnieźnie, żonaty z Jadwigą z domu Kugler, zamieszkałą w Poznaniu, syn radzcy sądu okręgowego Longina Osten – Sacken i małżonki jego Malwiny, z domu Trelewska, którzy oboje zmarli i na końcu zamieszkali w Gnieźnie, umarł w Poznaniu, Piekary 9 dnia trzydziestego marca roku tysiąc dziewięćset dwudziestego przed połudn. o godz. pół do piątej, o czem zgłaszający poinformowany jest z własnej wiedzy.

                                        Odczytano, przyjęto i podpisano

                                        (podpis czytelny) Antoni Osten – Sacken

                                                       Urzędnik stanu cywilnego

                                                               W zastępstwie

                                                          (-) podpis nieczytelny”

Zgłaszającym, jak łatwo się domyślić, był najmłodszy jego syn, a mój ojciec, jeszcze wówczas gimnazjalista. Pozostali bracia służyli w wojsku w stopniach podporuczników. Córka w tym czasie od pół roku zamężna z pewnością zjawiła się w domu przy matce na pierwszą wiadomość o groźnej chorobie ojca. Jego śmierć w połączeniu z nieszczęśliwą jak się w trakcie wojny okazało lokatą wszystkich oszczędności w Banku Rzeszy Niemieckiej w postaci wkładu w złotych markach, które rzecz jasna przepadły, stawiając rodzinę w trudnej sytuacji finansowej. Narazie jednak rodzina zajęta była pogrzebem; po uroczystościach w Poznaniu, w dniu pierwszego kwietnia odbyła się eksportacja zwłok do Gniezna i tam cichy pochówek. Lucjana złożono w grobowcu Kuglerów, jako że grobowiec rodzinny, albo już wówczas nie istniał, albo był w takim stanie, że nie nadawał się do użytku.

Ktoś z rodziny, podejrzewam córkę Marię, zajął się pieczołowicie gromadzeniem w specjalnym albumie nekrologów i przesłanych kondolencji, które przetrwały i są załączone do niniejszego opracowania. Z artykułów wspomnieniowych warto przytoczyć jeden, z 76. numeru „KURIERA POZ-NAŃSKIEGO” z dnia 01. kwietnia:

„Pamięci św. p. Łucjana Ostena. Ze śp. Lucjanem schodzi do grobu nie przeciętny syn Wielkopolski, a gdy dziś, w okresie na nowo budują­cej się Ojczyzny, którą śp. Zmarły tak gorąco kochał, zapytamy, ileż On życiem swojem cegiełek do tego tworzącego się gmachu Ojczyzny dorzucił, to znajdziemy ich wiele bardzo wiele.

Cechowała bowiem ś.p. Łucjana wraz z gorącą miłością Polski ta ciągłość pracy trzeźwej, gruntownej i szczerej. Gdy w młodych latach swego pracowitego życia osiadł, jako właściciel apteki w Witkowie, rzec dziś śmiało można, tchnął w miasto to i w cały nieomal powiat, nowego, obywatelskiego, polskiego ducha.

Więc czynny i najwydatniejszy bierze udział w życiu obywate1skiem, zakłada i podtrzymuje Sokoła, należy do założycieli Banku Ludo­wego, którym przez szereg lat energicznie i owocnie kieruje, stwarza w Radzie miejskiej wyodrębniony zespół polski, współdziała w sejmiku po­wiatowym, kieruje każdą akcją społeczną w mieście i powiecie i harmo­nijnie pracuje z obywatelami tej miary, co śp. Stanisław Małczewski i śp. Stanisław Zółtowski.

Gdy za inicjatywą śp. St. Zółtowskiego zakładano w Poznaniu Związek Ziemian, zwrócono się do śp. Łucjana i ofiarowano Mu miejsce członka na pierwszym Zarządzie tej tak na on czas ważnej a dziś jednej z najpoważniejszych instytucji naszych. Co na tem Stanowisku śp. Łucjan zdziałał - ocenią kiedyś pamiętniki Związku, któremu zmarły oddany był szczerze i gorąco.

Ale poza tem wszystkiem miał śp. Łucjan jeszcze jedną niezwykłą cnotę: otóż poza swą obowiązkową pracą oddawał się specjalnym studiom historii naszej porozbiorowej, której - przynajmniej w naszych dzielnicach - był jednym z lepszych znawców. Z pod pióra Jego wychodziły liczne, niemałą erudycją i znajomością przedmiotu nacechowane artykuły, z których np. monografję o generale Prądzyńskim wręcz do źródlanych przyczynków naukowych dla historji czasów porozbiorowych zaliczyć można.

Doczekał się śp. Łucjan Polski wolnej, doczekał się chwały oręż polskiego, którego dawne blaski przez długie lata, słowem i piórem wskrzeszał - niechże więc echo dalszych zwycięskich uderzeń tego oręża dochodzi Go w ciszy groba rodzinnego, w którym wnet na wieki spocznie.”

W zbliżonym tonie i treści ukazały się pożegnania i w innych tytułach gazetowych, powyższy jako najzwięźlejszy a poruszający istotne elementy życia zmarłego, wydawał się najwłaściwszy do zacytowania.

Wiadomo, że w chwili śmierci ojca, najmłodszy syn Antoni był jeszcze uczniem gimnazjalnym i maturę zdał dopiero w następnym roku, czyli 1921. Nie wiadomo, czy wraz z matką mieszkali w dalszym ciągu na Piekarach, gdyż najwcześniejsza polska „Księga Adresowa Miasta Stołecznego Poznania” pochodzi dopiero z 1923. i podaje adres wdowy Jadwigi Osten-Sacken, przy ulicy Śniadeckich 44. O dalszych losach mej babci wiem niestety bardzo niewiele. Z życiorysu ojca wiadomo, że uzyskała emeryturę i przypuszczalnie do 1925. roku (w Księdze Adresowej za 1926. roku nie figuruje) zamieszkiwała w Poznaniu, po czym przeniosła się do swego syna Lucjana Wiktora, który nabył majątek ziemski Kłonówek w gminie Radziejów, na Kujawach.

W okresie okupacji teren ten należał do Generalnej Guberni i przejazd z Poznania wymagał specjalnej przepustki, którą moja matka wywalczyła i tam mnie zawiozła na odkarmienie w 1940.

Miałem wówczas 5. lat i jedyne, co z owego okresu pamiętam, to możliwość oglądania zdjęć w urządzeniu stwarzającym wrażenie trójwymiarowości, pobicie przez gęsiora, na którego się wyprawiłem z kijem, jazdę na koniu w czasie powrotu z prac polowych oraz własnoręczne, ustawiczne psucie lampy naftowej, którą babcia cierpliwie naprawiała, tak długo aż nie zabrakło kloszy. Z opowieści wiem, że była niewypowiedzianie dobra, widząca w każdym człowieku jedynie jego pozytywne cechy.

Zmarła w Sylwestra 1942. roku, a jej akt zgonu przedstawia się następująco:

„Nr 5                                                                                                                                                                 C                     

Osienciny, 6 stycznia 1943.

Jadwiga von der Osten - Sacken z domu Kugler, bez zawodu zamieszkała w majątku Kłonówek zmarła 31 grudnia 1942. o godzinie 11. w mieszkaniu syna w majątku Kłonówek.

Zmarła urodziła się 14 października w Gnieźnie.

Ojciec: Klemens Kugler, ostatnio zamieszkały Gnieźnie.

Matka: Florentyma Kugler z domu von Alkiewicz ostatnio zamieszkała w Gnieźnie.

Zmarła była poślubiona Lucjanowi von der Osten - Sacken.

O fakcie zgonu zawiadomił ustnie jej syn Wiktor von der Osten - Sacken z Kłonówka.

Zawiadamiający jest znany tutejszemu urzędowi.

W niniejszym dokumencie skreślono 4 wyrazy i dopisano 2 wyrazy.

Po przeczytaniu i zatwierdzeniu dopisano:

                                  (-) Wiktor v.d. Osten - Sacken

Urzędnik Stanu Cywilnego:

     Zastępca: (-) podpis nieczytelny

Przyczyna śmierci: Arterioskleroza

Zmarła zawarła małżeństwo O9.02.1888. w Gnieźnie.

(Urząd Stanu Cywilnego w Gnieźnie nr 23/88)”

Jak już powiedziano uprzednio, z małżeństwa Lucjana Tadeusza z Jadwigą z domu Kugler urodziło się pięcioro dzieci, a to:

1. Kazimierz Wojciech, urodzony 21.04.1889. w Witkowie, zmarł 18.08.1948. w Poznaniu, ożeniony 18.08.1922. z Zofią Łakińską.

2. Maria Wacława, urodzona 28.09.1890. w Witkowie, zmarła 25.10.1975. w Gdańsku, wyszła 25.11.1919. za Bogdana Chorzelskiego.

3. Lucjan Wiktor, urodzony 05.12.1892. w Witkowie, zmarł 25.07.1951. w Toruniu, ożeniony 27.09.1924. z Marią Daszkowską.

4. Stanisław Klemens, urodzony 20.04.1895. w Witkowie, zmarł 28.03. 1945. w Bydgoszczy, ożeniony 07.11.1936. z Małgorzatą Loepke.

5. Antoni Marian, urodzony 07.05.1902. w Poznaniu, zmarł 22.02.1967. w Zielonej Górze, ożeniony 28.05.1932. z Ireną Okopińską.

ZOFIA JÓZEFA                                                                                          KOD: IX.5.

é 02.05.1856. – 09.05.1936.

Zofia Józefa była trzecim z kolei dzieckiem, ale pierwszą córką Longina Franciszka i Malwiny z Trelewskich. Urodziła się oczywiście w Gnieźnie, a jej akt urodzenia – przechowywany w AR-CHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu, w zespole Gniezno-parafia św. Trójcy - przedstawia się następująco:

„Numerus                                     :  54

[Pozycja]

Annus et mensis nativitatis           :  1856 Maji

[Rok i miesiąc narodzin]                  : maj 1856

Dies nativitatis                              :  2

[Dzień narodzin]

                  Hora nativitatis                             :  6

[Godzina narodzin]

Puellae legitime                               :      leg.

[Dziewczynka z prawego łoża]        :  z prawego

Locus nativitatis                              :      Gnesna

[Miejsce narodzin]

Annus et mensis babtismi infantis    :      1856 Junij

[Rok i miesiąc chrztu dziecka]            :       czerwiec 1856

Dies babtismi infantis                      :      3

[Dzień chrztu dziecka]

Nomen                                              :      Sophia Josepha

[Imiona]                                            :       Zofia Józefa

Nomen et cognomen Sacerdotis

Babtismum Administrantis               :      Marten

[Imię i nazwisko księdza cele-

 brującego chrzest dziecka]

Nomen et cognomen:

[Imiona i nazwiska (rodziców)]

                     Patris                          :      Longinus de Osten

                     [Ojca]

                     Matris                          :      Malwina de Trelewska

                     [Matki]

Religio patris et matris                     :      Cathol.

[Wyznanie ojca i matki]

Conditio et professio patris             :      Judex Judicii

[Stan i zawód ojca]                            :       sędzia sądu

Nomen et cognomen Patrimonium  :      J.U. Mathias Dorszewski Canonicus Cathedralis

[Imiona i nazwiska rodziców                     Florentina Trelewska ex Gnesna

 chrzestnych]

Z życiem córek jest zasadniczy kłopot polegający na prawie zupełnym braku wiadomości nie tylko o ich wychowaniu, ale co istotniejsze również o ich wykształceniu; z jednej strony wiadomo, że podlegały obowiązkowi szkolnemu, z drugiej zaś na pewno nie zdawały matury w szkołach publicznych, bowiem nie ma żadnych śladów ich edukacji. W tej sytuacji można jedynie przyjąć, że wypełniając obowiązek szkolny, chodziły wraz z siostrą do szkoły Urszulanek przy ich klasztorze w Gnieźnie. Czy zdawały tam też maturę w chwili obecnej nie wiadomo; o ile zachowały się z lat 70. XIX. wieku, jakiekolwiek dokumenty, należy w kolejnej kwerendzie to sprawdzić. Okres dziecięcy był z pewnością schematyczny i wychowawczo podobny we wszystkich domach miejskich, w których dorastały córki, z chwilą jednak dojrzewania panien i wchodzenia w okres zdatny do małżeństwa, wprowadzane były z pewnością rygory ograniczające ich swobodę i wolność w zachowaniu. Względną swobodę i to jedynie w pewnych dziedzinach życia otrzymało dopiero następne pokolenie. W tej sytuacji nie jesteśmy w stanie odtworzyć ich panieńskich losów, wiedząc jedynie, że żyły w domu przy ojcu i ciotkach, zajmując się tym, czym wszystkie ich rówieśnice, oczekiwaniem na wymarzonego męża.

W wypadku Zofii Józefy był to Bolesław Sikorski. W owym czasie już wdowiec, chyba tylko z jedynym synem, Stefanem urodzonym 09.07.1883. w Bydgoszczy. Nie sądzę, aby był tym wymarzonym, ale ponieważ Zofia – mając 29. lat – wchodziła w niebezpieczny okres staropanieństwa, na bezrybiu i rak był rybą. Bolesław urodził się w Poznaniu, a jego akt urodzenia przechowywany w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu, parafia katolicka św. Jana przedstawia się następująco:

„Numerus                                              :  13

 [Pozycja]

Nativitatis:

[Narodziny]

                           Annus et mensis          :  1850 Decembris

                           [Rok miesiąc]               :  grudzień 1850

                           Dies                             :  24

                           [Dzień]

                           Hora                            :  2

                           [Godzina]

Pueri legitime                                         :  1

[Chłopiec z prawego łoża]

Locus nativitatis                                       :      Seminarium pedagogicum

[Miejsce narodzin]                                   :  Seminarium pedagogiczne

Babtismi:

[Chrzest]

                           Annus et mensis          :  1850 Februarii

                           [Rok i miesiąc]             :  luty 1850

                           Dies                             :  24

                           [Dzień]

Nomen                                                    :  Joannes Boleslaus

[Imiona]                                                  :  Jan Bolesław

Nomen et Cognomen Sacerdotis

Babtismum Administrantis                     :  L. Płuszczewski

[Imię i nazwisko księdza celebru-

 jącego chrzest]

Nomen et Cognomen:

[Imię i nazwisko]

                           Patris                          :  Josephus Sikorski

                           [Ojca]

                           Matris                          :  Josepha Jankowska

                           [Matki]

Religio Patris, Matris                             :  Catholica

[Wyznanie]

Conditio et professio Patris                   :  Profesor

[Stan i zawód ojca]

Nomen et Cognomen Patrinorum         :  Nobilis Albinus Malczewski

[Rodzice chrzestni]                                     Teresa Doerks”

Bolesław był jednym z sześciorga dzieci Józefa i Józefy z Jankowskich. Niestety jego ojciec w wieku 50. lat zmarł na zapalenie płuc w dniu 13. maja 1855. roku na terenie tego samego Seminarium Nauczycielskiego, w którym rodzina zapewne zamieszkiwała, pozostawiając wdowę i gromadę małoletnich dzieci. Nie ma żadnych wiadomości na temat środków finansowych niezbędnych do wykształcenia choćby jednego syna oraz o kolejnych miejscach zamieszkania rodziny. O jego dalszych losach dowiadujemy się z biogramu zamieszczonego w opracowaniu A. Białobłockiego pt. „Nauczyciele Gimnazjum i Liceum św. Marii Magdaleny w Poznaniu 1793-1996”, wydanego w 1998. roku w Poznaniu:

„SIKORSKI Bolesław ur. 24 XII 1849 Poznań, matura Gimnazjum Marii Magdaleny 1871, stu­dent prawa uniwersytetu we Wrocławiu, filozofii w Gottingen i Wrocławiu, członek i prezes Towarzy­stwa Literacko - Słowiańskiego 1871 - 75, egzamin nauczycielski 1877, rok próbny w Gimnazjum Fryderyka Wilhelma w Poznaniu [obecnie im. św. Jana Kantego] od 1 VI1877, okresowo Gimnazjum Marii Magdaleny 13 XI 3 XII 1877, następnie nauczyciel w Wyższej Szkole Obywatelskiej w Nauen (Poczdam), ponownie Gimnazjum Marii Magdaleny od 1 X1882, okresowo Bydgoszcz, przeniesiony Neuss 1884 (Archiwum Państwowe Poznań 263; Program 1877/78, 1883/84 - 1886/87; V 434; Abs). "

Zastanawiająca jest roczna różnica dat urodzenia pomiędzy powyższym biogramem, a uprzednio przytoczonym aktem urodzenia. Zważywszy jednak na drugorzędność tych danych nie wyjaśniano tej kwestii. Warto natomiast zająć się działalnością Bolesława w „Towarzystwie Literacko-Słowiańskim we Wrocławiu 1836-1886”. E. Achremowicz i T. Żabski, autorzy książki o identycznym tytule, podają na ten temat następujące fakty:

str. 267

„Skromniejsze kariery stały się udziałem zdolnych filozofów i jednocześnie historyków Kazimie­rza Roemera, ulubionego ucznia Nehringa18 i Bolesława Sikorskiego19, którzy już w czasie studiów drukowali w poważnych pismach swe prace, zaprezentowane na posiedzeniach TLS.”

„Przypis 19: Późniejszego nauczyciela gimnazjum w Poznaniu - zob. notatkę przy jego nazwisku w rękopiśmiennym rejestrze członków TLS znajdujących się w bibliotece TPN w Poznaniu.”

str. 271

„Począwszy od roku 1867 większość aktywniejszych członków TLS uczestniczyła jednocześnie w pracach Kółka Towarzyskiego Akademików Wrocławskich Narodowości Polskiej. ... Aktywnymi dzia­łaczami Kółka byli też ... Bolesław Sikorski ...i inni.”

str. 299

„Termin „„ dziejów bajecznych””, dość popularny w I połowie wieku XIX, w epoce pozytywizmu zaczął przypuszczalnie budzić zastrzeżenia - wyłoniła się potrzeba wyodrębnienia tych motywów, które przynależą naukowej historiografii i zasługują na włączenie do niej na pełnych prawach, bez dwu­znacznego szyldu „„dziejów bajecznych"", i tych, które nie mając racji bytu w dziejopisarstwie po­winny stać się tylko przedmiotem badań etnograficznych. Takie stanowisko uwidoczniło się we wspo­mnianym odczycie o Kraku i Wandzie oraz w drugim drukowanym „„ O bitwie na Psim Polu i o nazwi­sku””95. Autorzy przeprowadzili tam krytyczna analizę motywów legendarnych, stanowiących twór fantazji ludowej lub po prostu wymyślonych przez historyków.”

„Przypis 95: K. Römer, Podanie o Kraku i Wandzie, „Biblioteka Warszawska” 1872, t. 3. -  B. Sikor-ski, „O bitwie na Psim Polu i o nazwisku”, „Biblioteka Warszawska 1873, t.3.”

str. 301

Znacznie skromniejszy materiał etymologiczny podobnego typu zawiera rozprawa Sikorskiego, której zasadniczą część stanowią rozważania o pochodzeniu nazwy miejscowej Psie Pole. Kwestionu­jąc historyczność Kadłubkowej legendy o bitwie pod Wrocławiem wiąże on nazwę Psie Pole z psiarzami i psiarniami, popularnymi w czasach wielkich polowań książąt i możnych panów, wskazując na potwierdzenie tej koncepcji w fakcie, że najwięcej „„psich”” nazw spotyka się na terenach najbardziej zalesionych - w części Opolszczyzny i niektórych powiatach górnośląskich.”

(Uwaga: referat powyższy wygłosił Bolesława Sikorski w semestrze zimowym 1872/1873.)

W „Spisie członków Towarzystwa Literacko Słowiańskiego" na pozycji 617 figuruje:

                                    „Sikorski Bolesław 1871 -1875, prezes.”

Ukończony uniwersytet upoważniał między innymi do nauczania w szkole; dla Polaka jednak nie była to droga ani prosta ani łatwa. Zaborcy obawiając się ukrytego przekazywania wiadomości nieprawomyślnych oraz najogólniej mówiąc konspiracji patriotycznej, bo o innej przecież nie mogło być mowy, starali się takiego nauczyciela zneutralizować narodowościowo, co rzecz jasna było zagwarantowane przy zatrudnieniu go w głębi Rzeszy, wśród rdzennych Niemców. Dlatego też Bolesław nie mógł liczyć na zatrudnienie w obrębie zaboru. Odbył tam niezbędne praktyki, po czym przeniesiono go do Neuss. Bolało to niezmiernie jego teścia, Longina Franciszka, jak o tym pisze syn Kazimierz w kronice rodzinnej:

„Ciężko go jednak w tym czasie dotknęło przeniesienie zięcia Sikorskiego męża siostry Zosi jako profesora gimnazjalnego do Neuss nad Renem. Wygnanie to w dalekie, obce strony, połączone jeszcze z nieuniknionymi materialnymi stratami bardzo ciężko zawsze ojca bolało/”

Krytycznie o zawodzie nauczycielskim wypowiada się w swej wydanej w 1998. przez „Książkę i Wiedzę” książce „PRUSY – DZIEJE PAŃSTWA I SPOŁECZEŃSTWA”, Stanisław Salmonowicz, pisząc:

„Pruskie gimnazjum neohumanistyczne było ważnym osiągnięciem pierw­szej połowy XIX w. Wkrótce jednak nastąpił proces jego kostnienia i prusaczenia. Liczni autorzy powieści i nowel końca XIX i XX w. przekazali nam obszerną literacką dokumentację do obrazu pruskiego gimnazjum, najczęściej bezduszne­go, zdyscyplinowanego ponad wszelkie rozsądne granice zakładu nauczania, który uczniowie opuszczali bądź z westchnieniem ulgi, jeżeli zachowali nadal niezależny sposób myślenia, bądź też jako ukształtowani we właściwym kierunku przedstawicieli rządzącej elity.”

 Prusy XVIII-wieczne, owa pełna sławy, ale i cierpień i wyrzeczeń epoka klasyczna państwa pruskiego, nie bez racji jawiły się wielu obserwatorom już w XVIII w. (nie mówiąc o apologetach XIX-wiecznych) jako jakaś nowożytna Sparta, państwo surowej piękności, oparte na dyscyplinie, heroizmie, twardości wobec siebie i innych. Stąd to ciekawe zjawisko obserwowane u wielu profeso­rów gimnazjalnych, którzy wykładali filologię klasyczną bądź historię, a w życiu cywilnym byli z reguły istotami par exellence arcyniemilitarnymi często nawet nigdy nie służącymi w wojsku. Otóż właśnie oni - na zasadzie zrozumiałego procesu szukania psychologicznej kompensaty - występowali w salach szkolnych jako apologeci na równi cnót spartańskich, jak i pruskiej rzeczywistości, która zdawała się im prostą kontynuacją heroicznego antyku: w lekcjach obok Leonidasa pojawiał się na ścianie portret zwycięzcy spod Hohenfiedberg, Mallwitz i Leuthen, a pruski oficer stawał się symbolem najwyższych cnót w otaczającym go zdegenerowanym świecie drobnych kupieckich interesów, od których strate­dzy sal szkolnych, nawet jeżeli byli pochodzenia mieszczańskiego, czuli się jak najdalsi. Tak się zresztą dobrze składało, że ich idealistyczne krzywienie się na przewagi współczesnego im kapitału mogło znakomicie korespondować z nacjo­nalistycznymi („Anglicy to naród kupczyków”) bądź rasistowskimi („wielki ka­pitał to Żydzi”) uprzedzeniami i poglądami. Tak oto poczciwe, owiane szacowną atmosferą pozornie oderwanego od życia neohumanizmu, gimnazjum pruskie stanie się od połowy XIX w., rozsadnikiem idei autorytarnych, heroizacji histo­rii, nacjonalizmu i szowinizmu narodowego, a nade wszystko propagatorem prusactwa, wyśnionej Sparty czasów nowożytnych.”

Rzecz jasna nie mamy pojęcia, do jakiej kategorii nauczycieli Bolesław należał, wypada wierzyć, że do chodzących rozsądnie po ziemi i widzących w faktach historycznych jedynie zdarzenia na miarę czasów, w których zaistniały.

Nie mamy również żadnej wiadomości o okolicznościach poznania się Bolesława z Zofią, nawiązania znajomości i w końcu podjęcia decyzji o zawarciu związku małżeńskiego. Biogram Białobłockiego wskazuje jedynie, że najprawdopodobniej miało to miejsce w latach 1882-1884, bowiem w tym ostatnim roku został przeniesiony do Neuss nad Renem, choć to w świetle dalej cytowanych aktów ślubu jest wątpliwe. Z tego okresu nauczania – niestety jedynie okresowego – w Poznaniu, wiadomo z książki adresowej [„Adress und Geschäfts- Handbuch der Stadt Posen. Auf das Jahr 1882”], że zamieszkiwał na drugim piętrze, a więc bardzo skromnie, przy ulicy „Venetianstr. 3 II” (ulica na Chwaliszewie, na skrzyżowaniu z Ciasną).

Ich akt ślubu cywilnego przechowywany jest w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu, w zespole Gniezno-miasto, sygnatura 39 i brzmi następująco:

                                                       „Gniezno dnia 29 kwietnia 1885 roku.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się dzisiaj w celu zawarcia małżeństwa:

1.      Nauczyciel gimnazjalny Bolesław Sikorski, wdowiec, osobiście mnie znany, wyznania katolickiego, uro­-
dzony 24 grudnia 1849 roku w Poznaniu, powiat Poznań, zamieszkały w Poznaniu, syn zmarłego w Po­
znaniu nauczyciela Józefa Sikorskiego i również zmarłej jego żony Józefy z domu Jankowskiej.

2.      Panna Zofia Józefa von der Osten - Sacken, osobiście mnie znana, wyznania katolickiego, urodzona 2 ma­-
ja 1856 roku w Gnieźnie, powiat Gniezno, zamieszkała w Gnieźnie, córka żyjącego w Gnieźnie królew­-
skiego radcy sądowego Longina von der Osten - Sacken i jego zmarłej w Gnieźnie żony Malwiny z domu
Trelewskiej.

Jako świadkowie stawili się i byli obecni:

3.      Burmistrz Franciszek Machatius, osobiście mnie znany, w wieku 63 lat, zamieszkały w Gnieźnie.

4.      Aptekarz Lucjan von der Osten - Sacken, osobiście mnie znany, w wieku 27 lat, zamieszkały w Wrocławiu i
czasowo tu obecny.

Urzędnik stanu cywilnego w obecności świadków zadał osobno każdemu z narzeczonych pytanie czy zamierza dobrowolnie wstąpić w związek małżeński. Gdy narzeczeni odpowiedzieli na to pytanie twierdząco, wówczas urzędnik stanu cywilnego orzekł, iż na mocy obowiązującego prawa stanowią odtąd prawomocnie skojarzony związek małżeński.

Po przeczytaniu zatwierdzili i podpisali:

(-) Bolesław Sikorski

(-) Zofia Sikorska z domu von der Osten - Sacken

(-) Franciszek Machatius

(-) Lucjan von der Osten - Sacken

URZĘDNIK STANU CYWILNEGO

(-) v. Grudziełski

W mojej obecności jako urzędnika uwierzytelniającego zostało poświadczone w Gnieźnie dnia 29 kwietnia 1885 roku.

Urzędnik Stanu Cywilnego:

 (-) v. Grudziełski”

Natomiast ślub kościelny odbył się następnego dnia, również w Gnieźnie, a jego akt przechowywany jest w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Gnieźnie, w zespole Gniezno-Katedra, sygnatura 50-6 i brzmi następująco:

„Anno Domini                                        :  1885

 [Rok]

Numerus                                                 :  2

[Pozycja]

Annus et Dies Copulantis                       :  30 Aprilis

[Miesiąc i dzień ślubu]                              :  30 kwiecień

Nomen Sacerdotis Copulantis               :  Lic. Korytowski Canon. Metrop. Gnesn.

[Nazwisko udzielającego ślubu]               :  Lic. Korytowski kanonik metropolitarny gnieźnieński

Nomen et Cognomen Copulatorum       :  Boleslaus Sikorski preceptor Gymnasii Poznan. Paro-

[Imiona i nazwiska ślubujących]                  chiae S. Mariae Magdalenae, et

                                                                  Sophia Josepha v.d. Osten – Sacken de Gnesna in Eccl.

                                                                  Cathedrali copulati

Ultrumin matrimonio                             :  Viduus – virgo

[Stan cywilny]                                          :  wdowiec i panna

Aetas

[Wiek]

                              Sponsi                       :  35

                              [Pana młodego]

                              Sponsae                    :  28

                              [Panny młodej]

Religio                                                    :  Cath.

[Wyznanie]

Testes                                                     :  Ladislaus Trąpczyński mercator in Nukto

[Świadkowie]                                             Władysław Trąpczyński, kupiec w Nakle (- ?-)

                                                                  Boleslaus Leitgeber mercator Posnaniae”

                                                                  Bolesław Leitgeber, kupiec poznański”

W obu aktach figuruje data urodzenia Bolesława o rok wcześniejsza, aniżeli miało to w rzeczywistości miejsce, co zostało dwukrotnie sprawdzone w aktach parafii św. Jana w Poznaniu, w tej sytuacji pozostaje jedynie przypuszczać, że do zawarcia ślubu zbędny był akt urodzenia, zaś Bolesław pamiętał datę błędną.

Oczywiście nr. 102. „DZIENNIKA POZNAŃSKIEGO” z 05.05.1885. zamieścił stosowną notatkę o tym wydarzeniu:

- Ślub. Dnia 30 kwietnia pobłogosławionym został związek małżeński w kościele katedral­nym w Gnieźnie, pomiędzy panem Bolesławem Sikorski, profesorem przy gimnazjum Maryi Magdaleny w Poznaniu a panną Zofią Osten -Sacken, córką radcy sądowego w Gnieźnie. Sakramentu małżeństwa udzielił parze młodej czcigodny ks. kanonik Korytkowski.”

Zarówno w aktach ślubu, jak i w „DZIENNIKU POZNAŃSKIEM” podane jest miejsce pracy Bolesława w poznańskim gimnazjum św. Marii Magdaleny, dlatego należy przypuszczać, że A. Białobłocki w swoim biogramie pomylił datę przeniesienia do Neuss, która w rzeczywistości musiała nastąpić najwcześniej w roku szkolnym 1885/6.

Wbrew przyjętej zasadzie wydaje mi się w tym miejscu za celowe poświęcić kilka słów dzieciom tej pary, których losy były na tyle nietypowe, że warto o nich kilka słów powiedzieć. Z „TERMINARZA” Józefy Malwiny Janowskiej, de domo Osten-Sacken, dowiadujemy się o starszeństwie rodzeństwa, pierwszym był Lucjan urodzony w Poznaniu w dniu 01.04.1886., później zaś urodziły się dwie córki: Celina w Neuss n/Renem w dniu 28.12.1889. i we Wrocławiu – Hania (Anna), w dniu 01.09.1895. Oczywiście byli to mój wuj i ciotki, które poznałem w nietypowych okolicznościach. Otóż w okresie okupacji, (o czym dokładnie napiszę w historii pokolenia XI.) mieszkaliśmy z Matką w Poznaniu, przy ul. Zamkowej 3/6. Mimo przymusu uczęszczania do szkoły od 1942. roku, kiedy to skończyłem 7. lat Matka w krytycznych momentach (zazwyczaj początek roku szkolnego) wysyłała mnie do krewnych poza miasto, w pozostałym okresie przychodziła udzielać mi lekcji ciocia Celina – kwalifikowana nauczycielka. Zawsze książki były tak wyłożone, że na wierzchu leżały polskie, pod spodem zaś – na wszelki wypadek - niemiecki podręcznik. Taka nauka trwała od 1941. do 1944., kiedy wyrzucono nas z mieszkania. I wówczas przydała się ta niemiecka książka, gdyż funkcjonariusz policji niemieckiej po wtargnięciu do mieszkania pierwsze, na co zwrócił uwagę to na język książki, z której sie uczyłem, a którą ciocia na szczęście zdążyła wyłożyć na wierzch. Nikt, kto nie przeżył tych czasów nie jest w stanie zrozumieć grozy sytuacji, wystarczy powiedzieć, że za polską książkę, lądowało się w obozie koncentracyjnym, zazwyczaj w Żabikowie. Ciotka Celina uczyła w ten sposób dziesiątki dzieci polskich, biegając do nich w deszczu, śniegu i błocie, za groszowe wynagrodzenie, a niejednokrotnie za talerz zupy, gdy zabrakło gotówki. Była rdzenną patriotyczną Polką, cichą bohaterką okupacji. Jej nauka była tak skuteczna, że po wyzwoleniu poszedłem po krótkim pobycie w 4. klasie, od razu do 5. Zmarła albo w 1945. roku, albo wkrótce po tej dacie.

Jej siostra Hania na początku lat trzydziestych zeszłego wieku, zakochała się i wyszła za mąż za idealistycznego niemieckiego komunistę o nazwisku Kunik, z którym wkrótce po zdobyciu przez Hitlera władzy, uciekła wraz z nieletnim synem, do Związku Radzieckiego. Tam około 1937. roku wykończył go, jako niemieckiego szpiega Stalin, zaś syna oddano na wychowanie do domu dziecka, natomiast ciotkę odstawiono do granicy polskiej, którą chyba przekroczyła nielegalnie, względnie zorientowawszy się w sytuacji - sama uciekła. Oczywiście ciocia Hania w okresie okupacji posiadała papiery Reichsdeutscha i żyła w Poznaniu całkiem wygodnie w wili przy ulicy Libelta.

Byliśmy tam z Mamą jeden czy nawet dwa razy i wszystko, co zapamiętałem to otrzymany jeden cukierek, który miał wówczas – dla odżywianego sacharyną dziecka –wspaniały smak.

Jakim cudem gestapo nie wpadło na jej ślad nie pojmuję, faktem jednak jest, że nie miała żadnych trudności z uzyskaniem przywilejów wynikających ze statutu rodowitej Niemki. Po wojnie i przypuszczalnie przeprowadzeniu rozprawy rehabilitacyjnej, przebywała w Poznaniu, ale nie mam pojęcia, z czego żyła. Tymczasem jej dorosły już syn Piotr odszukał ją w 1945. roku jadąc do Austrii, w której służył w radzieckich wojskach okupacyjnych. Po decyzji o utworzeniu NRD w 1951. roku zjawił się w Berlinie z rzutem pozbieranych niemieckich komunistów i wkrótce został członkiem rządu. W tym czasie rozwiódł się z austriacką żoną i w NRD ożenił się z córką, albo siostrzenicą pierwszego prezydenta NRD, Wilhelma Piecka i został ministrem, względnie wiceministrem bezpieczeństwa publicznego. Przypuszczalnie tworzył i nadzorował Stasi, a w każdym razie współdziałał przy jej tworzeniu. Ciocia Hania początkowo odwiedzała syna w Berlinie, a z czasem przeniosła się tam na stałe i tam zmarła. W latach 1960/70 odwiedził ich mój brat stryjeczny, Maciej Chorzelski i o przebiegu tej wizyty mi opowiedział. Nie sądzę, aby był tam witany z otwartymi ramionami.

Wuj Lucjan po perypetiach odzyskania przez Polskę niepodległości w trakcie, których dosłużył się stopnia pułkownika Wojska Polskiego, kontynuował i ukończył architekturę i został miejskim architektem Katowic, gdzie stanął w opozycji do ówczesnego wszechwładnego wojewody, Grażyńskiego, co po licznych awanturach skończyło sie chyba jego dymisją. Przed objęciem jednak stanowiska w Katowicach ożenił się z Julią Stachowiak, podobno szalenie atrakcyjną panną z Berlina, gdzie jej ojciec był chyba krawcem. Jak to zwykle w takich razach bywa, ciotka była nadzwyczajną snobką wręcz uczuloną na arystokrację, co w rzeczywistości PRL było dość śmieszną przywarą. Okupację spędzili w Warszawie, prowadząc dom na otwartej stopie, w czym mistrzem była właśnie ciocia Jula. Między innymi Lucjan podobno zaprojektował dla okupantów kasyno gry, za co początkowo otrzymał – też tylko podobno - wyrok śmierci, zamieniony później na łagodniejszą karę, ale nie wspomnę, jaką. Mieszkałem przeszło pół roku u wujostwa w 1957., po przeniesienie się na Wybrzeże i poznałem dzięki temu kilka osób z high live’u. Pamiętam doskonale wyglądającego hrabiego S., byłego właściciela kilku tysięcy hektarów liczącego majątku na Ukrainie, który biegle władał siedmioma językami, ale sekowany przez ówczesne władze, cierpiał praktycznie nędzę pracując na pół etatu przy odczytywaniu wyników stacji pomiarowej Instytutu Meteorologicznego, a że przed wojną był Kawalerem Maltańskim po przełomie z roku 1956. napisał do Rzymu, do siedziby Zakonu z prośbą o wsparcie, w odpowiedzi otrzymał pudło z kapeluszami używanymi przez Zakon w trakcie wizyt u papieża. Przypominam sobie też hrabiego K.P., którego rodzina przed Rewolucją Październikową posiadała na Syberii kopalnie diamentów i uciekając przed bolszewikami wzięła ze sobą wyłącznie te drogie kamienie, które miała pod ręką, czyli w domowym sejfie - w przekonaniu, że zamieszki wkrótce się skończą i wrócą normalne czasy. Oczywiście nigdy nie wróciły, a rodzina przez Chiny zjechała do Polski. Przeżyli wojnę i matka hrabiego, czy też babka dożywała swych dni w jakimś bardzo religijnym domu spokojnej starości w Warszawie, nakłaniając potomka, aby za wszelką cenę pamiętał o przejęciu po jej śmierci gorsetu, którego nigdy nie zdejmowała. Ponieważ ona była w Warszawie, a on na Wybrzeżu, telegram o jej śmierci i podróż wymagała tyle czasu, że gorset okazał sie całkowicie wypruty, a ocalały jedynie dwa brylanty zaszyte w podwiązkach.

Ciotka Jula prowadziła dom na bardzo wysokiej stopie, a wuj Lucjan, głuchy na starość, harował prywatnie wykonując kosztorysy i drugorzędne prace projektowe nie mogąc nigdy nastarczyć za wydatkami żony. Zmarł na gruźlicę w jesieni 1959. względnie wiosną 1960. w Prabutach, a ciotka Jula poszła w jego ślady niedługo po tym w Sopocie na raka płuc. W jej ostatnich dniach pieczę nad nią sprawowały dwie opiekunki z jakiegoś świeckiego zakonu z Warszawy dbając pieczołowicie o zbawienie jej duszy. Efektem tej opieki było tak dokładne opróżnienie domu w trakcie, kiedy pozostali żałobnicy uczestniczyli w pogrzebie, że nawet żarówki z wiszących lamp zostały wykręcone.

Wracam do głównego wątku. Ze wspomnianego wyżej „TERMINARZA” wiadomo, że Bolesław z Neuss n/Renem został w 1894. roku przeniesiony do Wrocławia, gdzie dosłużył emerytury. W tym czasie mieszkał według przechowywanej w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Wrocławiu (ul. Pomorska 2) „Księgi Adresowej miasta Wrocławia” za rok 1916. na str. 560:

                „Sikorski Bolesław, Professor, Oberlehrer a.D., Vorderbleiche 10 Erdg.”

W tym roku też zmarł. Zgłoszenia o jego zgonie dokonał syn z pierwszego małżeństwa, Stefan, zaś akt jego zgonu przechowywany we wrocławskim URZĘDZIE STANU CYWILNEGO przedstawia się następująco:                                           

                                                            Nr 2464/1916/III

                                               Wrocław, dnia 28 sierpnia 1916.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem Stanu Cywilnego stawił się dzisiaj, co do osobistości uznany na podstawie książeczki wojskowej, pomocniczy pracownik naukowy -

Stefan Sikorski

zamieszkały we Wrocławiu przy ul. Vorderbleiche 10, który złożył oświadczenie, że emerytowany nauczyciel gimnazjalny profesor -

Jan Bolesław Sikorski

w wieku 66 lat, wyznania katolickiego, zamieszkały we Wrocławiu pod wymienionym wyżej adresem, urodzony w Poznaniu, żonaty z Zofią z domu von der Osten Sacken, syn nauczyciela głuchoniemych Józefa Sikorskiego i jego żony Józefy urodzonej Jankowskiej oboje zmarłych, zamieszkałych ostatnio w Poznaniu, zmarł we Wrocławiu przy ul. Vorderbleiche 10 w dniu 26 sierpnia 1916 roku przed południem o godzinie 9 i ½.

                                             Po przeczytaniu, zatwierdził i podpisał

                                                            (-) Stephan Sikorski

                                                        Urzędnik Stanu Cywilnego

                                                          (-) podpis nieczytelny”

W „Dzienniku Poznańskim” nr. 196 z 29.08.1916 ukazał się następujące treści nekrolog:

„Dziś rano o godzinie 91/2 zakończył żywot doczesny, opatrzony św. Sakramentami, mój najukochańszy mąż, nasz ukochany ojciec i teść ś.p.

      Prof. Bolesław Sikorski

były wyższy nauczyciel gimnazjum św. Macieja we Wrocławiu przeżywszy lat 66, o czem donoszą

   w ciężkim żalu pogrążeni żona,          dzieci i synowa

Pogrzeb odbędzie się w środę, dnia 30 bm. o godzinie

31/2 z kaplicy cmentarnej w Oswicach.

Wrocław, Oberschönweide, dnia 28.8.1916

            Osobnych zawiadomień nie wysyła się.”

 Został pochowany we Wrocławiu, gdzie mieszkał na emeryturze z pewnością głównie dla rodziny syna z pierwszego - małżeństwa Stefana, który tam był zatrudniony w charakterze pomocniczego pracownika naukowego. Księga adresowa miasta podaje w 1917. roku dla wdowy Zofii, ten sam adres, co uprzednio. Po zakończeniu wojny Zofia Józefa, prawdopodobnie z dorosłymi dziećmi oraz syn z pierwszego małżeństwa, przeprowadzili się do Poznania, gdzie Stefan został nauczycielem w Gimnazjum im. K. Marcinkowskiego. Zmarł jednak wkrótce po długiej chorobie w 37. roku życia, o czym poinformował w nekrologu niezawodny „Dziennik Poznański” w numerze 114. z 20. maja 1920. roku. Został pochowany na cmentarzu św. Łazarza na Górczynie.

Zofia mieszkała w Poznaniu, o czym informuje „Książka Adresowa Miasta Stołecznego Poznania 1923”, podając adres: Małe Garbary 5. Po tej dacie, ale w bliżej nieokreślonym roku, przeniosła się Zofia na ulicę Matejki 59.

Prawdopodobnie ostatnie chwile spędziła w „Sanatorium Świętej Elżbiety” gdzie 09. maja 1936. roku zmarła na obustronne zapalenie płuc. Jej akt zgonu, przechowywany w Urzędzie Stanu Cywilnego w Poznaniu, przedstawia się następująco:

„205

                                                                                                                                                            C.

                                                                  Nr. 803.

                                                    Poznań, dnia 11 maja 1936.

                                                   Sanatorjum Świętej Elżbiety

                                                      w Poznaniu doniosło,

że wdowa Zofja Sikorska z domu Osten – Sacken, w wieku 8o lat, rzymsko katolickiego wyznania, zamieszkała w Poznaniu, przy ulicy Matejki 59, urodzona w Gnieźnie, zamężna z profesorem Bolesławem Sikorskim zmarłym w Wrocławiu w Niemczech, córka sędzi Longina Osten – Sacken i tegoż małżonki Malwiny z domu Trelewskiej, zmarłych w Gnieźnie

                             umarła w Poznaniu, w wyżej podanem sanatorjum

dnia dziewiątego maja tysiącdziewięćsettrzydziestegoszóstego po południu o godzinie ósmej minut dwadzieściapięć.

Powyżej skreślono 21 słów druku.

                                                        Urzędnik stanu cywilnego

                                                                w zastępstwie

                                                         (-) podpis nieczytelny.”

„Dziennik Poznański” nr. 111 z dnia 12.05.1936  zamieścił następujący nekrolog:

„Dnia 9 maja 1936 r. przeżywszy lat 80 zasnęła w Bogu opatrzona Sakramentami św. nasza najdroższa Matka śp.

z Osten - Sackenów

ZOFIA SIKORSKA

Msza św. żałobna odbędzie się we wtorek 12-go maja br. o godz. 7,30 w kościele św. Michała. Pogrzeb tego samego dnia o godz. 17-tej z kaplicy cmentarnej na Górczynie

W głębokim smutku

córki, syn, synowa, zięć, wnuk i rodzina

Poznań, Matejki 59

Zakład pogrzebowy „Bracia Nowak", Pl. Nowomiejski 10 - tel. 10-46.”

Kończąc omawianie zarysu życia Zofii Józefy należy podać potomstwo, które urodziło się z jej związku z Bolesławem Sikorskim, a byli to:

1. Lucjan, urodzony 01.04.1886. w Poznaniu, ożenił się w niewiadomym roku z Julią Stachowiak, architekt, zmarł na gruźlicę w Prabutach w 1959. roku

2. Celina, urodzona 28.12.1889. w Neuss n/Renem, nauczycielka, gorąca patriotka, zmarła wkrótce po zakończeniu działań wojennych, chyba w 1945. roku. Panna.

3. Anna, urodzona 01.09.1895. we Wrocławiu, wyszła w niewiadomym roku za niemieckiego komunistę Kunika, zmarła w niewiadomym roku w Berlinie.

Należy dodać, że Bolesław Sikorski w dniu ślubu był wdowcem wychowującym syna Stefana, urodzonego 09.07.1883., pracownika naukowego Uniwersytetu Wrocławskiego, który po przeniesieniu się do Polski zmarł w Poznaniu w dniu 16.05.1920.

 

JÓZEFA MALWINA MARIA                                                                                  KOD: IX.6.

é 28.02.1859. – 22.01.1937

Józefa Malwina, była najmłodszą córką Longina Franciszka i Malwiny z Trelewskich. Urodziła się oczywiście również w Gnieźnie, a jej akt urodzenia przechowywany w ARCHIWUM ARCHI-DIECEZJALNYM  w Gnieźnie w dziale Gniezno-Fara, sygnatura 59-17 przedstawia sie następująco:

„Numerus                                              :  24

 [Pozycja]

Nativitatis:

[Narodziny}          

                              Annus et mensis       :  1959 Februari

                              [Rok i miesiąc]          :  luty 1859

                              Dies                          :  28

                              [Dzień]

                              Hora                         :  6

                              [Godzina]

Puellae                                                   :  legitime

[Dziewczynka]                                         :  z prawego łoża

Locus nativitatis                                    :  Gnesna

[Miejsce narodzin]  :                                Gniezno

Infantis Babtismi:

[Chrzest dziecka]

                              Annus et mensis       :  1859 Martii

                              [Rok i miesiąc]          :  marzec 1859.

                              Dies                          :  23

                              [Dzień]

                              Nomen                      :  Josepha Malwina Maria

                              [Imiona]                    :  Józefa Malwina Maria

Nomen et Cognomen:

[Imiona i nazwiska]

                              Patris                       :  Longinus de Osten

                              [Ojca]

                              Matris                       :  Malwina de Trelewska

                              [Matki]

Religio patris et matris                           :  cath.

[Wyznanie ojca i matki]

Conditio et professio Patris                   :  Judex Judicii Gn.

[Stan I zawód ojca]                                 :  sędzia sądu w Gnieźnie

         Nomen et Cognomen Patrinorum         :  A.. Kiszewski

[Imiona i nazwiska rodziców chrzest.]     Angela de Osten

Poród przypuszczalnie przebiegał z komplikacjami, bowiem jej matka na skutek tego porodu, po niepełnym miesiącu zmarła. Trzeba przyznać, że sytuacja ojca Józefy Malwiny, Longina była niewesoła. W owym czasie miał, bowiem pięcioro dzieci, z których najstarsze liczyło 10. lat; to było też przypuszczalnie powodem przyspieszonego ślubu z Emilią Jachimowicz, której jednak obecność na wychowanie najmłodszych dzieci – z uwagi na krótki okres małżeństwa - nie miała żadnego wpływu.

I o losach dziecinnych i panieńskich Józefy Malwiny prawie nic nie wiemy. Zachowało sie jedynie świadectwo szkolne z pierwszej klasy „oddziału wyższego” Klasztoru Urszulanek w Gnieźnie, do którego Józefa uczęszczała – przypuszczalnie wraz z siostrą Zofią w 1875. roku.

Czy obie zdały maturę lub inaczej mówiąc czy zdobyły, przyjęte w owych czasach za konieczne do uznania za osoby „na poziomie” wykształcenie, pozostaje sprawą otwartą do momentu spenetrowania archiwów Zakonu Urszulanek, o ile rzecz jasna właściwe dokumenty się zachowały. Zakładając wiek 21. lat za niezbędny do ukończenia szkół przewidzianych dla młodych panien, otrzymujemy rok 1880., od którego w praktyce Józefa oczekuje względnie poszukuje męża; nie można oczywiście wykluczyć jej wybredności w wyborze, ale sądzę, że można założyć gnieźnieński krąg kandydatów na męża, za mocno ograniczony, stąd decyzja o zamążpójściu – dobrowolna, czy wymuszona upływającymi latami – zapada nawet jak na czasy nam współczesne, nadzwyczaj późno. Należy również zauważyć, że Józefa od śmierci ojca mieszka przypuszczalnie sama, jako że całe rodzeństwo w owym czasie założyło już własne rodziny, wyprowadzając się z Gniezna.

Józefa w chwili ślubu ma przeszło 37 lat. Wybranym jest Adam Jakub Janowski, syn sędziego gnieźnieńskiego Ignacego i jego żony Walerii z domu Lutomskiej. Adam był prawie równolatkiem Józefy, bo urodził się rok i trzy miesiące przed wybranką, a jego akt urodzenia przechowywany w ARCHIWUM ARCHIDIECEZJALNYM w Gnieźnie, w dziale Gniezno-Fara, sygnatura 59-17 przedstawia sie następująco:

„Numerus                                              :  3

 [Pozycja]

Annus et mensis                                     :  1856 Decembrii

[Rok i miesiąc]                                        :  grudzień 1856

                              Dies                          :  2

                              [Dzień]

                              Hora                         :  3

                              [Godzina]

Pueri legitime                                         : chłopiec z prawego łoża

Locus nativitatis                                    : Gnesna

[Miejsce narodzin]  :                                Gniezno

Annus et mensis babtismi infantis          :  1857 Januarii

[Rok i miesiąc chrztu dziecka]                  :  styczeń 1857

Dies babtismi infantis                            :  11

[Dzień chrztu dziecka]

Nomen                                                    :  Adamus, Jacobus

[Imiona]                                                  :  Adam, Jakub

Nomen et cognomen:

[Imiona i nazwiska rodziców]

                              Patris                       :  Ignatius de Janowski

                              [Ojca]

                              Matris                       :  Valeria de Lutomska

                              [Matki]

Religio                                                    :  Cath.

[Wyznanie]

Conditio et professio Patris                   :  Judex Judicii

[Stan I zawód ojca]                                 :  sędzia sądu

Nomen et cognomen Patrinorum          :  Hipolitus de Potrykowski Judex

[Imiona i nazwiska rodziców chrzest.]         Josepha de Lutomska”

Pozornie są to czasy niezbyt odległe i wiadomości o małżeństwach sióstr dziadka nie powinny zawierać żadnych niejasności, a jednak z żalem należy przyznać, że mimo żyjącej w Sopocie wnuczki Józefy, wiadomości o niej i jej małżeństwie są nadzwyczaj skąpe. We właściwym czasie, kiedy można było uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytania nikt z nas nie wpadł na zadanie ich naszym rodzicom. Józefa Malwina prowadziła, co prawda pieczołowicie od 1891. roku swój „TERMINARZ”, ale notowała tam jedynie daty w pewnej mierze przełomowe dla rodziny, jak urodzenia, małżeństwa i śmierci krewnych.

Nie dowiemy się z niego nic o codziennym życiu, problemach czy wręcz zawodzie męża. Ale nie można wykluczyć, że Józefa związana z Adamem od lat, będąca z nim „po słowie”, musiała po prostu długo oczekiwać aż stanie on finansowo na nogi i według standardów sobie współczesnych, potrafi zabezpieczyć byt rodzinie.

W tej sytuacji można jedynie podać te informacje, co do których nie ma żadnych wątpliwości, bo ich potwierdzenie zawarte jest w dokumentach z epoki. Na tej też podstawie wiadomo, że Adam Jakub Janowski w dniu ślubu był kontrolerem kredytów w Banku i dzięki wytrwałej pracy osiągnął funkcję dyrektora tego banku w II. Rzeczypospolitej.

Akt ich ślubu wyciągnięty z Urzędu Stanu Cywilnego w Gnieźnie, w chwili obecnej z pewnością przechowywany jest już w Archiwum Państwowym w Poznaniu, stąd brak jego aktualnej sygnatury.

Oto jego treść:

„Nr  67

Gniezno, dnia 30 czerwca 1896.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się dzisiaj w celu zawarcia małżeństwa:

1.    Kontroler kredytów Adam Jakub von Janowski, co do osobistości mi znany, wyznania katolickiego, urodzony    2 grudnia 1856 roku w Gnieźnie, zamieszkały w Gnieźnie, syn zmarłego radcy Sądu Powiatowego Ignacego i Walerii urodzonej Lutomskiej, małżeństwa von Janowskich, zamieszkałych ostatnio w Gnieźnie.

2.       Józefa Malwina Maria von der Osten-Sacken, co do osobistości mi znana, wyznania katolickiego, urodzona 28 lutego 1859 roku w Gnieźnie, zamieszkała w Gnieźnie, córka zmarłego radcy sądowego Longina i Malwiny urodzonej Trelewskiej, małżeństwa von der Osten-Sacken, zamieszkałych ostatnio w Gnieźnie.

Jako świadkowie stawili się i byli obecni:

3.    Inspektor budowlany Stanisław von der Osten-Sacken, co do osobistości mi znany w wieku czterdziestu dwóch lat, zamieszkały w Kościanie.

4.       Praktykujący stomatolog Tadeusz von Janowski, co do osobistości mi znany, w wieku trzydziestu dwóch lat, zamieszkały w Toruniu.

Urzędnik Stanu Cywilnego w obecności świadków zadał każdemu z narzeczonych osobno pytanie, czy zamierzają zawrzeć związek małżeński. Narzeczeni odpowiedzieli na powyższe pytanie twierdząco, po czym na skutek tego oświadczenia Urzędnik Stanu Cywilnego ogłosił, że są oni obecnie z mocy prawa, legalnie związanymi małżonkami.

                                                     Przeczytano, zatwierdzono i podpisano

                                                             (-)Adam von Janowski

                          (-) Józefa von Janowski urodzona von der Osten-Sacken

                                                            (-) Stanisław von der Osten-Sacken

                                                              (-) Tadeusz von Janowski

                                                                   Urzędnik Stanu Cywilnego

                                                                            (-) Schwittay”

Dziwnym trafem zachowało się zaproszenie na ten ślub, którego kserokopia jest załączona do akt osobistych. Przyjęcie było niewątpliwie eleganckie tak jak i menu, ale nie przesadnie wystawne. Uczestniczyła z pewnością cała rodzina oraz przypuszczalnie najbliżsi przyjaciele państwa młodych. Ślubu kościelnego w ten sam dzień udzielił młodym ks. Jan Potrykowski z Usarzewa, a młoda para 02. lipca wyjechała w podróż poślubną do Zakopanego, o czym wiadomo z „TERMINARZA”. Wrócili w dniu 21. i zaczęli wspólne codzienne życie.

Ślub rzecz jasna został zauważony i odnotowany w numerze 153. „DZIENNIKA POZNAŃSKIEGO” z 07. lipca 1896., w którym ukazała się następująca notatka, w rubryce:

                                      „Wiadomości Miejscowe i Potoczne.

                                                     Poznań, 6 lipca.”

„- Ślub. Dnia 30 czerwca r.b. pobłogosławionym został w Gnieźnie w kościele św. Jerzego związek małżeński pomiędzy panną Józefą Ostenówną a p. Adamem Janowski z Gniezna. Aktu ślubnego dopełnił krewny młodej pary ks. proboszcz Potrykowski z Usarzewa w asystencji ks. radcy Stefańskiego i ks. proboszcza Sołtysińskiego.”

W „TERMINARZU” Józefy Malwiny znajdują sie jeszcze dwie notatki, które należy obowiązkowo zacytować, a to:

W roku 1899.

„Dnia 23go Października o godz. ¾ 10 wieczorem w dzień niedzielny urodziła się nasza córeczka Anna Dorota. Chrzest odbył się dnia 6go Listopada w kościele św. Trójcy. Chrzestni: Hipolit Janowski i Zofia Sikorska w drugą parę Lucyan Osten i Marya Świnarska.”

oraz w roku 1903.

„Dnia 16go Maja urodził się o ¼ 5 rano nasz synek Antoś.”

Najpewniej życie toczyło sie bez specjalnych wstrząsów, bowiem autorka zaprzestała zapisów. Nie odnotowała nawet śmierci męża, który zmarł 26. kwietnia 1926. roku. Jego akt zgonu przechowywany w Urzędzie Stanu Cywilnego w Gnieźnie przedstawia sie następująco:

                                                          „Nr. 196

                                       Gniezno, dnia 27 kwietnia 1926.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawił się dziś co do osobistości znany student budowy maszyn Antoni Janowski zamieszkały w Gnieźnie – Lecha 10 i zeznał, że Adam – Jakub Janowski, dyrektor banku w wieku 69 lat i 4 miesięcy katolickiego wyznania, zamieszkały w Gnieźnie – Lecha 10 urodzony w Gnieźnie ożeniony z Józefą – Malwiną – Marią z domu Osten – Sacken zamieszkałą w Gnieźnie – Lecha 10 syn radcy sądowego Ignacego Janowskiego i żony jego Walerji z domu Lutomskiej zmarłych i ostatnio zamieszkałych w Gnieźnie

        umarł w Gnieźnie we własnym mieszkaniu dnia dwudziestego szóstego kwietnia

roku tysiącdziewięćset dwudziestego szóstego po południu o godzinie kwadrans na ósmą

w obecności zeznającego.

Powyżej skreślono 2 drukowane słowa.

Odczytano, przyjęto i podpisano

                   (-) Antoni Janowski

        Urzędnik Stanu Cywilnego

              (-) podpis nieczytelny”

Józefa Malwina miała wówczas już przeszło 67 lat i w owych czasach wchodziła w okres zgrzybiałej starości. Po upływie kolejnych 10. lat mieszkaliśmy w Gnieźnie w jednym domu i z pewnością widziałem ją, jako roczne dziecko, ale rzecz jasna nie mogę tego pamiętać. Zmarła 22.01.1937. Jej akt zgonu przechowywany jest w Urzędzie Stanu Cywilnego w Gnieźnie i brzmi następująco:

                                                               „Nr. 32

                                              Gniezno, dnia 22 stycznia 1937.

Przedemną urzędnikiem stanu cywilnego w Gnieźnie-miasto stawił się dziś osobiście mi nieznany inżynier Antoni Jan Nepomucen Janowski, którego tożsamość stwierdziłem na podstawie okazanej mi legitymacji służbowej, zamieszkały w Warszawie Ursynowska 64 i zeznał, że matka jego Józefa Malwina Janowska z domu Osten-Sacken w wieku 77 lat i 10 miesięcy zamieszkała w Gnieźnie – Lecha 10 urodzona w Gnieźnie wyznania rzymskokatolickiego wdowa po zmarłym w Gnieźnie dyrektorze banku Adamie Janowskim córka sędziego Longina Osten-Sacken i żony jego Malwiny z domu Trelewskiej zmarłych w Gnieźnie

zmarła w Gnieźnie we własnym mieszkaniu dnia dwudziestego drugiego stycznia roku tysiącdziewięćset trzydziestego siódmego o godzinie jedenastej w obecności zeznającego

Odczytano, przyjęto i podpisano

                   (-) Antoni Janowski

        Urzędnik Stanu Cywilnego

              (-) podpis nieczytelny”

To wszystko, co wiadomo o losach siostry dziadka, Józefy Malwiny. Należy na zakończenie podać wykaz dzieci tej pary, a byli to według własnych słów autorki „TERMINARZA”:

1. Anna Dorota, urodzona w Gnieźnie w dniu 23.10.1899. zmarła w 14. roku życia w dniu 20.05.1913.

2. Antoni Jan, urodzony w Gnieźnie w dniu 16.05.1901., inżynier mechanik, ożeniony ok. 1932. roku z Ireną Szeliską, zmarł nagle na serce w dniu 09.02.1950. w Gdańsku-Wrzeszczu .

KONSTANCJA ANIELA                                                                                KOD: IX.7.

é 09.05.1861. – † -?-

Konstancja była ostatnim i jedynym dzieckiem Longina Franciszka ze związku z Emilią Jachimowicz. Urodziła się w Gnieźnie w dniu 09.05.1861., a jej akt urodzenia przechowywany jest w ARCHIWUM PAŃSTWOWYM w Poznaniu w zespole Gniezno - św.Trójcy na mikrofilmie nr. 0-5671 – 0-5689 i ma następujące brzmienie:

„Numerus                                                       : 39

[Pozycja]

 Annus et mensis nativitatis                            : 1861 Maji [maj]

[Rok i miesiąc narodzin]

 Dies nativitatis                                               : 9

[Dzień narodzin]

 Hora                                                               : 10

[Godzina]

 Locus nativitatis                                            : Gnesna [Gniezno]

[Miejsce urodzenia]

 Annus et mensis babtismi infantis                  : 1861 Maji

[Rok i miesiąc chrztu dziecka]

 Dies babtismi infantis                                    : 28

[Dzień chrztu dziecka]

 Nomen infantis                                               : Constantia Angela

[Imię dziecka]

 Nomen et cognomen Sacerdotis Babtismum Administrantis: dito

[Imię i nazwisko księdza udzielającego chrztu]: [jak wyżej]

 Nomen et Cognomen –

[Imiona i nazwiska]

                                       Patris [Ojca]            : Longinus de Osten

                                       Matris [Matki]          : Emilia de Jachimowicz

 Religio patris et matris                                   : Cathol. [katolicka]

[Religia ojca i matki]

 Conditio et professio patris                           : Judex Judicii Gnesnae

[Stan i zawód ojca]                                           : [sędzia Sądu w Gnieźnie]

 Nomen et cognomen Patrimonium                : Adalbertus Jaksiewicz

[Imiona i nazwiska rodziców chrzestnych]      Angela Osten”

Konstancja, czy to z przyczyny urodzenia z Emilii Jachimowicz, z którą Longin Franciszek - według słów kronikarza rodzinnego Kazimierza - wkrótce po jej urodzeniu się rozwiódł, czy to z mojego braku ciekawości historii własnej rodziny, jest najmniej znanym członkiem rodziny. Nie przypominam sobie, aby w obecności rodziców kiedykolwiek o niej była mowa; po prostu nie wiedziałem o jej istnieniu i jej osoba stała się rzeczywistością dopiero po rozpoczęciu spisywania tej historii. Nie wiadomo do dnia dzisiejszego, w którym domu się wychowywała, gdyż z jednej strony brat dziadka kronikarz Kazimierz zaledwie o niej wspomina, zaś z drugiej, obecność pradziadka na jej ślubie i tego, że odbywał sie on w Poznaniu u jego siostry Anieli (KOD: VIII.8.) świadczyłaby, że związki rodzinne nie tylko były – na możliwości komunikacyjne owych czasów - codziennością, ale i więzy z rodziną ojca były, co najmniej bardzo bliskie. Nie dowiemy się tego już nigdy. W każdym bądź razie jej osoba jest mi nadzwyczaj sympatyczna, a ta sympatia przypuszczalnie podszyta jest współczuciem za częściowe odrzucenie przez rodzeństwo i ojca. Bliscy i przyjaciele zwali ją „Kocią”. Wyszła bardzo młodo za mąż, za rządcę majątku Bronisława Wrześniewskiego urodzonego 25.01.1843. w Łęcznej z ojca Józefa i matki Salomei z domu Jędrzejewskiej; kserokopia aktu ich ślubu wyciągnięta została z Urzędu Stanu Cywilnego w Poznaniu (w chwili obecnej z pewnością przechowywana jest w Archiwum Państwowym w Poznaniu, stąd brak sygnatury) i przedstawia się następująco:

                                                                    „Nr 341

                                                    Poznań, dnia 23. września 1880.

Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się dzisiaj w celu zawarcia małżeństwa:

1. Rządca majątku Bronisław von Wrześniewski, osobiście mnie znany, wyznania katolickiego, urodzony 25. stycznia 1843. r. w Łęcznej, zamieszkały w Siedlcu, syn zmarłego (- ? -) Józefa von Wrześniewskiego i jego zmarłej żony, Salomei urodzonej von Jędrzejewskiej, zamieszkałych w Łęcznej.

2. Konstancja Aniela von der Osten, osobiście mnie znana, religii katolickiej, urodzona 09. maja 1861. w Gnieźnie, zamieszkała w Poznaniu przy ul. Grobla 4, córka radcy sądowego Longina von Osten i jego żony Emilii, urodzonej von Jachimowicz, zamieszkałych w Gnieźnie.

Jako świadkowie stawili się i byli obecni:

3. Radca sądowy Longinus von Osten, osobiście mi znany, w wieku 63. lat, zamieszkały w Gnieźnie.

4. (- ? -) sekretarz, Emil von Geissler, osobiście mnie znany, w wieku 39. lat, zamieszkały w Poznaniu, przy ul. [Schifferstrasse] Żeglarskiej (?) 12.

Urzędnik Stanu Cywilnego w obecności świadków, zadał każdemu z narzeczonych osobno pytanie, czy zamierzają zawrzeć związek małżeński. Narzeczeni odpowiedzieli na powyższe pytanie twierdząco, po czym na skutek tego oświadczenia Urzędnik Stanu Cywilnego ogłosił, że są oni obecnie z mocy prawa, legalnie związanymi małżonkami.

Przeczytano, wyrażono zgodę i podpisano:

                                       (-) Bronisław v. Wrześniewski

                              (-) Constantia Angela v. Wrześniewska, urodzona von d. Osten

                              (-) Longin v. Osten,  (-) Emil v. Geissler

                                                                  Urzędnik Stanu Cywilnego

                                                                     (-) podpis nieczytelny”

Ślub kościelny odbył się w poznańskiej Farze, jak o tym pisze Józefa Malwina w swoim „TER-MINARZU”, stamtąd wiadomo również o narodzinach ich dzieci: Janiny i Józefa, którzy oboje doczekali dojrzałych lat, co widać z drzewa genealogicznego zamieszczonego w aktach osobistych. Mieszkali oboje w Sielcu niedaleko podpoznańskiego Kostrzynia. Niestety Bronisław prawdopodobnie w czasie podróży służbowej do zaboru rosyjskiego zmarł 01.09.1903. w Ludwinie (?) w guberni Lubelskiej, o czym informuje również „TERMINARZ”.

Nadzwyczaj sympatycznie pisze z Londynu o „Cioci Koci” Pani M.J. Świeszkowska de domo Skubiszewska (list w dokumentach Danuty O.S. z pokolenia XI.3.):

„O Cioci Koci – sięgając do zamierzchłych lat dzieciństwa – mogę powiedzieć tylko tyle, że ogromnie ją lubiłam i chyba Krzysztof  [brat autorki] tak samo. Przyjeżdżała i mieszkała dość często i długo w maj. u babki Marii Leitgebrowej Borzykowie [w powiecie Września]  i zapamiętałam ją zawsze siedzącą na werandzie w otoczeniu koszyków i mis z owocami, które w wielkich masach „obrabiała” na przetwory i wino. Pozatym zawsze żywe i wesołe rozmowy, dużo śmiechu i atmosferę ciepła, dobroci i pogody wokół jej osoby.

 Niewątpliwie należała do tych „niezawodnych” Ostenów z poczuciem humoru i wyostrzonego dowcipu. Jako dzieci nazywaliśmy ją Cesarzową Chińską, miała bowiem w swej sylwetce coś majestatycznego, była wysoka, dość słusznej postawy, prosta, przystojna i należała do tych kobiet, które gdy wchodzą do pokoju, natychmiast przyciągają wzrok, zwłaszcza panów, - choćby miały na sobie worek po kartoflach, albo kawał prześcieradła.”

To są wszystkie wiadomości, jakie udało sie zebrać o Konstancji. Nie wiadomo, kiedy i gdzie zmarła. Kwerenda w Urzędzie Stanu Cywilnego w Poznaniu nie dała żadnego wyniku. O ile pamiętają ją Krzysztof i Maria de domo Skubiszewska, to Konstancja musiała żyć jeszcze, co najmniej w latach trzydziestych zeszłego wieku, jako że urodzili się w połowie lat 20. tego wieku, ale nie wykluczone, że dożywała swych dni w tym samym Sielcu k/Kostrzynia, w którym zamieszkała po ślubie z mężem.

 

Opracował: w maju – lipcu 2007. Michał Osten – Sacken.

 

Poprzedni rozdział
Powrót o poziom wyżej
Następny rozdział

Powrót do spisu treści